"Przyjdź w piątek na salę. Może któraś wpadnie ci w oko" - usłyszał Michał w słuchawce, po czym połączenie się urwało. Miał dać sobie już z tym spokój. Robił to od wczesnej podstawówki, ale był już zmęczony. „Ostatni raz daję mu się namówić” - pomyślał, kiedy w piątek zatrzymał samochód przed tak dobrze znanymi sobie drzwiami. To dzięki udziałowi w projekcie Szlachetna Paczka Michał nauczył się współpracy i budowania relacji. "Bez drugiego człowieka nie ma ani tańca towarzyskiego ani Szlachetnej Paczki" - mówi przekonując innych, aby zostali wolontariuszami tegorocznej edycji projektu, który pomaga najbiedniejszym polskim rodzinom.
Ogromna sala wygląda jakby jeszcze pamiętała czasy towarzysza Gierka. Na jednej ze ścian ciemna boazeria, na drugiej rząd luster. W kącie pianino i niewielkie podwyższenie imitujące scenę. Na salę wchodzi się w obuwiu do tańca albo w samych skarpetkach, żeby nie niszczyć parkietu, na którym uwija się już kilkunastu tancerzy.
Usiądź sobie, popatrz, a nuż któraś ci się spodoba - powiedział trener i posadził Michała w kącie sali. Jego wzrok ślizgał się po obcisłych czarnych sukienkach odkrywających smukłe nogi. To one interesowały go najbardziej. Promenada, volta, whisk... nie wystarczy, żeby było rytmicznie. Musi być to coś. W końcu... jest! Tak spojrzałem na Ankę, patrzę i myślę: "no fajnie tańczy dziewczyna... biere dziołche!" - wspomina Michał.
Czar prysł już po pierwszych treningach. Może i dziołcha fajnie tańczyła, ale para Anka-Michał kompletnie nie mogła się ze sobą dogadać. Kiedy na parkiecie spotykają się dwa wulkany, przepis na wybuch gotowy: że krok miał być do przodu, a Michał zrobił bardziej na ukos, że Anka miała się obrócić w tempie jedna trzecia, a zrobiła to za wolno. Robiliśmy po tysiąc razy tę samą figurę i za każdym razem ktoś nagle pomylił nogę, puścił mięśnie albo źle okręcił rękę i to tylko po to, żeby wkurzyć drugą stronę - mówi Michał. W końcu przestali się do siebie w ogóle odzywać. Potem z kolei nastał czas bardziej ekspresyjnego budowania relacji. Zaczęliśmy się po prostu zdrowo na siebie wydzierać. Potrząsaliśmy sobą, latały różne przedmioty. Jak tak sobie o tym teraz pomyślę to był to trochę taki hardkor co robiliśmy... no, ale tak się wszystko zaczęło - uśmiecha się Michał.
Anka i Michał zaczęli jeździć na turnieje tańca towarzyskiego, ale za każdym razem plasowali się w tyle stawki. Frustracja narastała, bo brak wyników i kłótnie na treningach nie sprawiały, że chciało się pracować jeszcze ciężej. W końcu ktoś z boku nam powiedział, że musimy coś z tym zrobić, bo co z tego, że jeździmy na turnieje, skoro tam widać, że nam w tańcu razem po prostu nie wychodzi. Bo to nie może wyglądać ładnie, jak my tak cały czas drzemy ze sobą koty. Jak się ze sobą nie dogadamy to i z tańca nic nie będzie - mówi Michał. Na próbach zaczęło się żmudne uczenie się siebie nawzajem. Musieliśmy się nauczyć swoich uczuć, emocji, tego, co druga osoba myśli i w jaki sposób reaguje na to, co ja robię. I Anka mnie właśnie tego nauczyła, że po to jest ta druga osoba w parze. Że jak ci nie wychodzi, to ona ci pomoże, przytuli jeśli tego potrzebujesz. A czasem kopnie cię w tyłek albo powie coś mega niemiłego, żeby cię postawić do pionu i zmotywować do pracy - tłumaczy Michał.
Dla Michała współpraca partnerów w tańcu jest bardzo podobna do budowania relacji z rodziną w Szlachetnej Paczce. Wolontariusze wspierają rodziny dobrym słowem, radą, ciepłym gestem, ale czasem stają się dla niej takim trenerem, który daje przysłowiowego kopniaka w tyłek i motywuje do pracy. Świetne jest to, że teraz mamy tych 5 spotkań z rodziną: jesteśmy u niej 3 razy na etapie włączania do projektu i przekazywania paczki, a potem jeszcze 2 razy po finale. Ja sobie nie wyobrażam, żebym mógł spotkać się z Anką dwa razy na treningu i stwierdzić - ok, jedziemy razem na turniej i super zatańczymy, bo nie zatańczymy, tak się po prostu nie da. I tak samo jest z rodziną - jeśli chcemy mieć pewność, że ta paczka przyniosła trwałą zmianę w jej życiu to musimy po prostu jej w tej zmianie towarzyszyć - tłumaczy Michał.
Szlachetna Paczka reklamuje swój wolontariat trzema hasłami: Rozwój-Wpływ-Ludzie. Dla Michała aspekt "ludzki" jest szczególnie ważny, bo - jak sam o sobie mówi - jest "mega społeczniakiem". Ja bez kontaktu z drugim człowiekiem nie mogę żyć. Tylko, że ja strasznie nie lubię nijakości. A na takich ludzi, co są nijacy, mówię: "lamy" - śmieje się tancerz. A kim są lamy? To są takie osoby, które nie chcą osiągnąć niczego fajnego w życiu, tylko najlepiej siedziałyby cały dzień w domu na kanapie i oglądałyby telewizję. To jest taki człowiek bez energii. To tak, jak widzisz lamę w zoo: ona jest taka po prostu nudna. Rusza się wolno, tak chodzi sobie w prawo, w lewo i się zastanawia czy cię opluć, czy sobie odpuścić. I możesz sobie popatrzeć chwileczkę na tę lamę, zobaczysz jak one sobie tam żyją, ale za chwilę pójdziesz poszukać zebry, bo zebry są po prostu fajniejsze. I ludzie-lamy są właśnie tacy: poznajesz ich, pogadasz sobie z nimi, powiedzą ci coś, czego się po nich spodziewasz i co kompletnie nic nie wniesie do twojego życia. No i właśnie chodzi o to, że w Szlachetnej Paczce nie ma lam, ale są same zebry! - śmieje się Michał.
Michał jest wolontariuszem Paczki już szóstą edycję i - jak zapewnia - to ludzie sprawiają, że jeszcze mu się chce. Do Paczki przychodzą ludzie ciekawi, którzy mają coś do powiedzenia i robią w życiu super fajne rzeczy. U mnie w drużynie jest na przykład Natalia, która jest fotografem i śpiewa w chórze, Iza tańczy pole dance, a Marek kapitalnie gra na gitarze. Zawsze jak jesteśmy na ognisku to on mi gra Beatę Kozidrak, ja śpiewam i się śmiejemy, że Beata wpadła do nas na imprezę. Za to Robert jest super, bo on godo po śląsku! Ale tak fest godo! I jeszcze jest takim tak mega konkretnym człowiekiem, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem. I to jest właśnie najfajniejsze, że my do tej Paczki przychodzimy z różnych światów nie po to, żeby się poświęcać pomagając ludziom, ale żeby wspólnie coś przeżyć. I jak tak patrzę na moją paczkową drużynę to sobie myślę, że ja naprawdę Lubię ludzi, bo ludzie są ekstra! - mówi Michał.