Wilfredo Leon był pierwszoplanową postacią w meczu 1/8 finału mistrzostw Europy, w którym polscy siatkarze pokonali Hiszpanów 3:0, a zaimponował przede wszystkim dużą liczbą bardzo trudnych i skutecznych zagrywek. "Mogę jeszcze lepiej serwować" - zapewnił.
Pochodzący z Kuby przyjmujący, który po raz pierwszy występuje w reprezentacji Polski w imprezie rangi mistrzowskiej, wcześniej w tym turnieju miał lepsze i gorsze momenty. W sobotę był największą zmorą Hiszpanów - posłał siedem asów, a łącznie zagrywał aż 23 razy.
Nigdy nie liczę, ile asów mam w meczu. Po prostu idę serwować i daję z siebie wszystko - zarówno na zagrywce, jak i w przyjęciu i każdym innym elemencie. Generalnie zazwyczaj z meczu na mecz i z treningu na trening coraz lepiej mi idzie jeśli chodzi o zagrywkę. Nie jest to jeszcze moja najwyższa forma, ale dziś było ok - podsumował.
Tego wieczora zdobył łącznie 19 punktów, z czego dziewięć atakiem i trzy blokiem.
Leon uznawany jest za jednego z najlepszych, a nawet przez niektórych za najlepszego siatkarza świata. Potwierdzeniem jego statusu gwiazdy było zachowanie hiszpańskich zawodników, którzy w korytarzu po zejściu z boiska poprosili gwiazdora Sir Safety Perugii o... wspólne zdjęcie.
Spośród ok. sześciu tysięcy widzów, którzy z trybun hali w Apeldoorn oglądali to spotkanie, większość stanowili polscy kibice. Żywiołowo reagowali oni na popis podopiecznych Vitala Heynena.
Było bardzo głośno, ale z moimi uszami wszystko ok. Komunikacja na boisku była jednak utrudniona, trzeba było podchodzić do siebie bliżej albo dotykać kolegę obok i wtedy mu coś mówić - wspominał Leon.
Za sprawą swojej dobrej gry mógł on liczyć także na skandowanie przez licznie zgromadzonych fanów jego nazwiska. W przeszłości mówił, że bardzo lubi takie momenty.
Dzięki temu byłem naładowany. Jestem bardzo zadowolony, że wreszcie kibice mieli powód, by skandować moje nazwisko. To dodaje mi dużo adrenaliny - zaznaczył.