Wziąłem od rodziny Krzysztofa Olewnika tylko 20 tysięcy złotych - zapewniał przed sejmową komisją śledczą Krzysztof Rutkowski. Ojciec zamordowanego oskarżał detektywa o wyłudzenie miliona za pomoc w poszukiwaniach porwanego syna.
Główne dowody przedstawiane przez detektywa to faktura i umowa podpisana z rodziną przez, która opiewa tylko na 20 tysięcy złotych. Rutkowski twierdzi, że to nie jego problem, czy Olewnikowie płacili jego pracownikom już po tym, jak zerwali współpracę z biurem detektywistycznym. A detektyw wziął tak mało od Olewników, bo – jak mówi – liczył na nagrodę po sukcesie:
Całe zeznania Rutkowskiego są jak jedna wielka reklama jego agencji ochrony. Chwalił się zatrzymaniami i tym, jak wielu porwanych uwolnił. Rzucił jednak cień na rodzinę Olewników i samego porwanego, mówiąc: Drażnił ludzi, bo myślał, że wszystko mu wolno. Często organizował zakrapiane imprezy dla policjantów. Posłuchaj:
Rutkowski dodał, że młody Olewnik miał problemy finansowe, położył wszystkie swoje interesy i był skonfliktowany z rodziną. Dlatego, jak mówi detektyw, długo była prawdopodobna wersja o jego samouprowadzeniu.
Do uprowadzenia Krzysztofa Olewnika doszło w październiku 2001 r. Wkrótce sprawcy zażądali okupu. Kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną. W lipcu 2003 r. okup - 300 tys. euro - przekazano porywaczom. Olewnik nie został uwolniony. Miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany. Ciało ofiary, torturowanej przed śmiercią, znaleziono dopiero po pięciu latach od porwania i trzech od zabójstwa, w lesie w okolicach Różana nad Narwią.