Wstępnie rozmawiałem ze Zbigniewem Bródką o jego roli w związku – mówi w RMF FM prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Roman Derks. Jego zdaniem potencjał Bródki musi zostać w przyszłości wykorzystany w promocji łyżwiarstwa w Polsce. Derks opowiedział także o problemach drużyny panczenistek oraz o jej przyszłości. Jak mówi, "w kontekście czterech lat dzięki torowi w Tomaszowie Mazowieckim będziemy dużo lepiej przygotowani do Igrzysk”.
Patryk Serwański, RMF FM: Już w trakcie startów indywidualnych Natalia Czerwonka czy Luiza Złotkowska mówiły o tym, że zbyt mało trenowały jazdę drużynową. Dla Polski to może być olimpijska szansa medalowa - udało się w Vancouver czy Soczi. Może warto w kolejnym czteroleciu mocniej na to postawić?
Roman Derks: Zgadzam się, że ta drużyna nie zrobiła wszystkich treningów wspólnie, ale dziewczyny jeżdżą wspólnie od 2008 roku i są ze sobą zgrane, mimo że to nie wygląda tak pięknie dla oka. Mamy Luzię, która jest skromniutka, niziutka i ma swój krok. Katarzyna Bachleda-Curuś jeździ długim, potężnym ślizgiem. Natalia Czerwonka też jeździ długim krokiem, ale jest z nich najwyższa. To różnicuje tą drużynę, ale to był nasz optymalny skład na te igrzyska. Nadal uważam, że było je stać na medal. Kilka dni wcześniej miały świetny czas na treningu. Stało się, jak się stało. W Vancouver nie wytrzymały na dystansie Rosjanki. Tu my mieliśmy problem. Kasia twierdzi, że się potknęła i straciła rytm, kontakt z dziewczynami. Jeśli drużyna się rozerwie to jest pozamiatane.
Katarzyna Bachleda-Curuś jest blisko zakończenia kariery. Mimo sukcesów i doświadczenia trzeba powiedzieć, że nie jest już perspektywiczną zawodniczką. Trzeba budować coś nowego. Jest Katarzyna Woźniak, ale tu w drużynie zadebiutowała nastoletnia Karolina Bosiek. Koleżanki chwalą ją za podejście do treningów, determinację. To przyszłość żeńskich panczenów?
To na pewno przyszłość. Jej wynik na 3000 m w tym sezonie to najlepszy wynik wśród juniorów. A przed nią niebawem właśnie juniorskie mistrzostwa świata. Jeśli chodzi o drużynę to stoimy przed wyzwaniem. Drużyna nie może być zbiorem indywidualistów, co tu w Korei pokazali Holendrzy. Indywidualnie najlepsi, ale w drużynie musieli walczyć o brąz. Karolina w biegu o 7. miejsce w drużynie był poprawny. Jednak każda jej zmiana to było spowalnianie drużyny. Każde zejście z prowadzenia nie było dopracowane i Karolina musiała krzyczeć "czekajcie", ale tak musiało być, bo to był jej pierwszy taki występ.
Niedawno otwarto w końcu kryty tor w Polsce. Hala w Tomaszowie Mazowieckim pozwoli lepiej przygotować się do Igrzysk w Pekinie?
Otrzymaliśmy przepiękną halę w przededniu Pjongczang, ale na efekty trzeba czekać. Zawodniczy, którzy wywalczyli miejsce w reprezentacji na Igrzyska spędzali poza domem ponad 260 dni w roku. Praktycznie cały czas byli zagranicą. Ja już jestem zmęczony pobytem tu w wiosce olimpijskiej, a co mają powiedzieć zawodnicy żyjący na walizkach? Hala w Tomaszowie Mazowieckim da im komfort, spełni nasze oczekiwania. W kontekście kolejnych czterech lat będziemy dużo lepiej przygotowani.
W Soczi mieliśmy w panczenach medale. Teraz ciężko było choć o punktowane miejsca. Zabrakło naprawdę dobrych wyników.
Rzeczywiście zabrakło, ale mieliśmy 7., 9., 12. lokaty. Te różnice były minimalne. Nie ukrywam, że Artur Nogal był świetnie przygotowany. Miał pecha na 500 metrów, a myślę, że mógł tu walczyć nawet o podium. Świetnie przejechał tu start kontrolny. Artur Waś nie był w stanie go doścignąć. Ten sezon miał nierówny i też wypadł poniżej oczekiwań. Był 13., choć to godny wynik.
A co z short-trackiem? Tu wystarczą zwykłe lodowiska. W Korei mieliśmy troje zawodników. Walczyli, ale odpadali w ćwierćfinałach. Pytanie o rozwój tej dyscypliny w kolejnych latach.
To dyscyplina, w której niestety jest dużo kontuzji. Patrycja Maliszewska do dziś dochodzi do siebie po złamaniu nogi. Bartek Konopko wystartował tu, ale wcześniej miał złamaną rękę. W Tomaszowie Mazowieckim mamy też możliwość treningów, a lodowisko jest wyposażone w bardzo nowoczesne, bezpieczne bandy. Na początku marca odbędą się w Tomaszowie mistrzostwa świata juniorów. Warto przyjechać i obejrzeć, bo to bardzo widowiskowa dyscyplina. Trzeba inwestować w ten sport w łyżwiarstwo szybkie. To bardzo "medalodajne" dyscypliny. Uważam, że powoli, ale idziemy ku lepszemu.
Mówi się jednak o tym, że w short-tracku jest konflikt pomiędzy dwoma głównymi ośrodkami: Opolem i Białymstokiem. Jak pan się do tego odnosi, bo to na pewno szkodzi i dyscyplinie i zawodnikom?
Znów muszę wrócić do toru w Tomaszowie. To nam pomoże zniwelować te animozje, które rzeczywiście były. Całość szkolenia skupimy teraz w jednym miejscu. Tak to jest, że ośrodek wiodący chce przekonać do siebie wszystkich zawodników z kadry. Myślę, że musimy to zmienić. Mam nadzieję, że zmienimy tą mentalność. Nie tylko Opole i Białystok powinny być wylęgarniami talentów w Polsce.
Powoli kariery będą kończyć nasze gwiazdy jak Katarzyna Bachleda-Curuś czy Zbigniew Bródka. Ma pan pomysł jak wykorzystać ich potencjał? Bo to postaci, które powinny być obecne w polskim łyżwiarstwie.
W stu procentach się zgadzam. Już o tym rozmawialiśmy ze Zbyszkiem, który stał się ambasadorem projektu "Złota łyżwa" dla dzieci. Zbyszek to taki talent i taka postać, że szkoda byłoby go stracić. Brak Zbyszka w łyżwiarstwie oznaczałby zmarnowaniem kolejnych szans na wyłowienie talentów. Przyszłe sukcesy musimy opierać na takich postaciach jak Zbyszek Bródka. Oczywiście musimy wystąpić do niego z rozsądną propozycją. Na pewno chcemy z nim współpracować. O konkretnej funkcji na razie nie ma co mówić. Musimy to przemyśleć. Za nami dopiero luźne rozmowy. To nie musi być dyrektor sportowy, ale na pewno ktoś kto łączy wszystkie środowiska łyżwiarskie i stanowi przykład dla juniorów. Zbyszek wyraził zainteresowanie, ale chce dostać projekt jak miałoby to wyglądać. Wkrótce wrócimy do tematu. Na razie jednak Zbyszek nie kończy kariery. Chce jeszcze coś sobie udowodnić.
(MN)