W Lądku-Zdroju wciąż trwa wielkie sprzątanie po powodzi. Coraz więcej budynków oznaczonych jest napisem "zakaz wejścia", co oznacza, że w każdej chwili mogą się zawalić. W mieście padają lokalne biznesy. Lądek-Zdrój odwiedził reporter RMF FM Michał Radkowski.

Jak radzą sobie mieszkańcy Lądka-Zdroju?

Wielu mieszkańców zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Jest ich teraz znacznie mniej niż ponad tydzień temu, gdy nasz reporter był tam poprzednio. A to dlatego, że pracownicy nadzoru budowlanego oceniają stan techniczny budynków i wydają decyzje. 

Sam Lądek-Zdrój wygląda jakby wielka woda przeszła tu w ostatni weekend, a nie ponad dwa tygodnie temu. Domy są zdewastowane, wciąż widać na nich, dokąd sięgała woda, murów nie osuszyło nawet świecące w ostatnim czasie słońce - relacjonuje nasz dziennikarz.

Wszędzie widać żołnierzy i wojskowe pojazdy. 

Pomoc trwa. Tak jak u pana Henryka, który od 42 lat prowadzi w Lądku-Zdroju zakład stolarski. O sobie mówi: rzemieślnik z krwi i kości. Firmę chce ratować. 

Od zera zacząłem i ja tu ratuje te miejsca pracy. Jestem tu od rana do nocy, żołnierze pomagają, straż. Nie planuję, po prostu robię, a kiedy ruszę, to ruszę. W tym roku muszę, przecież podatki trzeba płacić, ludziom trzeba płacić. To nie jest tak, że państwo da pieniądze. Jak nie zarobisz, to jesteś bankrutem - mówił naszemu dziennikarzowi pan Henryk.

Panu Henrykowi pomagają też jego pracownicy. Jak powiedział reporterowi RMF FM, wciąż płaci im pensję. Nadal trwa tu osuszanie ścian i podłogi. Nadzór budowlany - mimo widocznych na ścianach pęknięć - zezwolił na dalszą działalność w jego budynku. 

Pan Henryk czekał na dzisiejsze głosowanie w Sejmie nad specustawą powodziową. Tam znajdują się zapisy, na których mu najbardziej zależy - te dotyczące zasiłków i pomocy dla przedsiębiorców poszkodowanych przez wielką wodę.