Wielu mieszkańców Lewina Brzeskiego, Kantorowic i okolicznych miejscowości jest odciętych od świata. Ci ludzie codziennie potrzebują dostaw wody pitnej, środków higieny, jedzenia i leków. Produkty dostarczane są przez straż pożarną i wojsko, ale nie wszędzie można dostać się konwencjonalnymi pojazdami. Reporter RMF FM był na pokładzie wojskowej amfibii i razem z żołnierzami dostarczał niezbędne dla powodzian rzeczy.
O ile wielka woda na terenach położonych przy granicy z Czechami już opadła, to w dalszym ciągu szereg miejscowości - leżących wzdłuż rzek, które doprowadziły do katastrofy na południu - jest zalanych i nie sposób się do nich dostać.
Jednym z takich miast jest Lewin Brzeski na Opolszczyźnie, gdzie cały czas trwa dramat mieszkańców. Wielu z nich zostało ewakuowanych, a ci, którzy zostali w swoich domach, są odcięci od świata.
Mieszkańcy często decydują się na samotną przeprawę przez zalane miasto i w tym celu wykorzystują np. kajaki. Jeden z mieszkańców Lewina Brzeskiego w rozmowie z reporterem RMF FM Jakubem Rybskim przyznał, że w jego domu jest pół metra wody. Było początkowo 1,20 m, ale już schodzi, stabilizuje się - zaznaczył.
Mężczyzna przyznał, że kajak to na razie jedyny środek transportu. Występują nurty, dalej woda szybko płynie miejscami i samochodem na pewno się nie da, pieszo też ciężko się idzie - powiedział, dodając, że jest to szczególnie niebezpiecznie, bo tak naprawdę nie wiadomo, co jest pod wodą.
Rozmówca naszego dziennikarza poinformował, że w najbardziej krytycznym momencie na niektórych ulicach Lewina Brzeskiego poziom wody wynosił dwa metry. Zaznaczył jednak, że woda opada.
Ciężko mi ocenić (sytuację) - do końca nie wierzyłem, że ta woda nas spotka. Jestem z tego młodszego pokolenia, które nie pamięta powodzi z 1997 roku. Starsi ludzie mówią, że to się powtórzyło i oni już wiedzieli, jak to będzie wyglądać. Ja dalej nie dowierzam, że to się stało i to tak wygląda - podkreślił.
Lewin Brzeski to tylko jedno z miast na Opolszczyźnie, gdzie nie sposób dostać się konwencjonalnymi pojazdami, a trzeba pamiętać, że mieszkający tam ludzie codziennie potrzebują dostaw wody pitnej, jedzenia, leków i środków higieny.
Z pomocą przychodzi ciężki sprzęt wojskowy, a konkretnie amfibie. Z pokładu jednego z takich pływających transporterów samochodowych produkty potrzebne powodzianom dostarczał w piątek reporter RMF FM.
Nasz dziennikarz wraz z żołnierzami wyruszył z Lewina Brzeskiego, by nieść pomoc mieszkańcom okolicznych wsi i miasteczek. A że ludzie potrzebują pomocy żołnierzy i służb, nie ma najmniejszej wątpliwości.
Reporter RMF FM relacjonował, że wraz z wojskowymi mijał miasto, które krajobrazem przypominało scenę z filmu postapokaliptycznego - prawie wszystkie domostwa zostały zalane, a sprzęt ogródkowy został poprzewracany.
Jakub Rybski spotkał m.in. rodzinę z trójką chorych dzieci - dwójką nieco starszych i jednym maluchem. Rodzinie od jakiegoś czasu brakuje jedzenia, bo nie wychodzą z domu.
To właśnie żołnierze, którzy w takie tereny mogą dotrzeć ciężkim sprzętem wojskowym, są dla nich jedynym ratunkiem. Nasz dziennikarz podkreślał, że cały czas z domów wychodzili ludzie, którzy potrzebują najważniejszych, niezbędnych produktów.
Jedną z miejscowości w okolicach Lewina Brzeskiego, która została odcięta od świata, są Kantorowice. Jak wjeżdżamy na wieś, czy do miejscowości odciętych, jak (ludzie) widzą nasze służby, to pojawia się uśmiech na twarzy. (...) To jest coś pięknego - powiedział w rozmowie z reporterem RMF FM major Tomasz Nowak, lekarz z dolnośląskiego Brzegu.
Wojskowy przyznał, że praca jest bardzo ciężka. W tym momencie nie ma różnicy, czy jestem lekarzem, czy nie jestem, wszystkie ręce na pokład - zaznaczył.
Co ważne, żołnierze na amfibiach nie tylko dostarczają powodzianom niezbędne produkty. Nadal zdarzają się sytuacje, że trzeba podjąć akcję ratowniczą.
Dziś byliśmy w takiej bardzo odciętej (od świata) miejscowości (...) - zostało tam 7 osób, reszta została ewakuowana. Udało się uratować nawet psa, który stał na kole roweru - złapałem go bosakiem od łódki i tak naprawdę utożsamił się z nami, przeszedł na łódź, był bardzo wygłodniały - zaznaczył wojskowy.