Klub Prawa i Sprawiedliwości złożył zapowiadany wniosek o wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska. Kandydatem partii na nowego premiera ponownie będzie prof. Piotr Gliński. "W niedługim czasie złożymy również wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu pana prezesa Belki" - zapowiedział na konferencji prasowej w Sejmie prezes PiS Jarosław Kaczyński. Poinformował także, że partia skieruje do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Donalda Tuska.
Jak wyjaśnił Kaczyński, zawiadomienie do prokuratury ma dotyczyć afery Amber Gold. Według PiS, z nagrań podsłuchanych rozmów polityków, które ujawnił tygodnik "Wprost", wynika, że Donald Tusk wiedział o piramidzie finansowej stworzonej przez spółkę i nie dopełnił w związku z tym swoich obowiązków, tzn. nie zawiadomił organów ściągania i nie powiadomił obywateli.
Chodzi o opublikowaną przez "Wprost" rozmowę szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką. Ten ostatni mówi na nagraniu, że rozmawiał z premierem o sprawie Amber Gold. Kilka miesięcy przed faktem zadzwoniłem do Donalda i powiedziałem mu, że sprawa Amber Gold jest dość poważna, że jest to piramida finansowa, ale poważniejsza ze względu na to, że oni są właścicielami tego szybko rozwijającego się OLT Express. Że będzie jakaś awantura z tym OLT Expressem, ale przeszło na tematy związane... Ja nie wiem, czy on nie pomyślał, że ja wiem. Nie, skąd - mówił Belka.
Po publikacji nagrań Donald Tusk oświadczył, że rozmawiał z prezesem NBP o Amber Gold, kiedy sprawą zajmowała się już prokuratura. Zaznaczył, że śledczy zajmowali się tą kwestią dwukrotnie w ostatnich latach. Dlatego wspomnienie przez prezesa Belkę nie miało w żadnym wypadku ani charakteru ostrzeżenia, ani jakiejś informacji, tylko potwierdzało to, o czym było już dość powszechnie wiadomo. Sugestia, jakobym - w związku z tym zdaniem prezesa Belki - zapoznał się z jakąś tajemniczą sprawą, jest absurdalna - podkreślił Tusk.
Niezależnie od tych wykrętów, które tutaj słyszymy, z taśm prawdy wynika wyraźnie, że (Tusk) wiedział o aferze Amber Gold - powiedział dziennikarzom w Sejmie Kaczyński. Przekonywał, że szef rządu "po pierwsze nie wykonał swojego obowiązku prawnego jako funkcjonariusz publiczny", czyli nie zawiadomił organów ścigania o aferze. Bo piramida (finansowa) to jest przestępstwo - podkreślił. Po drugie - jak mówił - premier nie powiadomił obywateli.
Z całą pewnością sprawa jest poważna - ocenił prezes PiS. Jak tłumaczył, w jego przekonaniu naruszono "różne przepisy Kodeksu karnego, przy czym fakt zatrudniania syna pana Donalda Tuska w firmie, która była związana z Amber Gold (OLT Expres - przyp. red.), nasuwa wniosek, że może wchodzić w grę artykuł 231 paragraf drugi, czyli działanie dla uzyskania korzyści osobistej".
Kaczyński zastrzegł, że ocenę w tej sprawie zostawia wymiarowi sprawiedliwości. Wiemy, jaki on jest, ale też uważamy, że jest naszym obowiązkiem politycznym, moralnym i obywatelskim, by to zawiadomienie złożyć - powiedział.
Zapowiedź postawienia przed Trybunałem Stanu prezesa NBP to pokłosie tej samej rozmowy Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem. Na nagraniu słychać, jak panowie rozmawiają o hipotetycznym wsparciu budżetu państwa przez bank centralny kilka miesięcy przed wyborami, które - jak się obawiają - mógłby wygrać PiS. W zamian za wsparcie Belka stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego i nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 roku. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany, a pod koniec maja 2014 roku do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP. Według strony rządowej, wydarzenia te nie miały żadnego związku z podsłuchaną rozmową Belki i Sienkiewicza.
To, co powiedział (Marek Belka) i uczynił, kwalifikuje się do tego rodzaju odpowiedzialności i uważamy to za swój obowiązek - powiedział dziennikarzom Kaczyński. Uważamy to za nasz obowiązek, to nie wynika z naszych osobistych czy politycznych niechęci. Po prostu mamy tu do czynienia z faktami, które są poza wszelką dyskusją. W związku z tym musimy to uczynić - podkreślił.
Zgodnie z ustawą o Trybunale Stanu, prawo do pociągnięcia prezesa NBP do odpowiedzialności przed TS przysługuje wyłącznie Sejmowi. Wstępny wniosek w tej sprawie może być złożony marszałkowi Sejmu przez co najmniej 115 posłów. Uchwałę o pociągnięciu prezesa NBP do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu Sejm podejmuje bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
O "obowiązku" lider PiS mówił również odnosząc się do wniosku o wotum nieufności wobec rządu. Jesteśmy głęboko przekonani, że to jest nasz obowiązek moralny, jak i polityczny - stwierdził.
Zaledwie dzień wcześniej Sejm udzielił rządowi Donalda Tuska wotum zaufania. Gabinet poparło 237 posłów, przeciw było 203, nikt nie wstrzymał się od głosu. Wcześniej premier przedstawił posłom informację dotyczącą ujawnionych przez "Wprost" nagrań, a na koniec wystąpienia zwrócił się do Sejmu o udzielenie rządowi wotum zaufania.
Jednak według Kaczyńskiego, sprawa podsłuchów nie może być zbyta poprzez jedno głosowanie i dyskusję, w której klub ma 10 minut na wystąpienie. Musi być poważna dyskusja i poważna decyzja każdego posła i posłanki w tej sprawie, bo rzecz jest naprawdę bardzo daleko idąca i popieranie rządu, który został opisany poprzez taśmy prawdy, jest czymś, nad czym każdy powinien się zastanowić - podkreślił prezes PiS.
Sprawa tej afery, która w gruncie rzeczy nie jest aferą, ale pokazaniem prawdy o tej władzy, będzie przez nas stawiana nieustannie do wyborów, niezależnie, kiedy one się odbędą - zapowiedział dodając, że Prawo i Sprawiedliwość nie pozwoli, "by ta sprawa została zamieciona pod dywan".
Pytany, dlaczego PiS po raz kolejny zgłosiło Piotra Glińskiego jako kandydata na premiera (w marcu 2013 roku Sejm odrzucił wniosek o konstruktywne wotum nieufności właśnie z Glińskim jako kandydatem na premiera), Kaczyński odparł: Bo to bardzo dobry kandydat.
Na uwagę, że wniosek klubu PiS o konstruktywne wotum nieufności nie ma wystarczającego poparcia, Kaczyński powiedział, że "w takich sprawach każdy poseł w ostatecznym rozrachunku decyduje indywidualnie i będzie musiał ponosić za to odpowiedzialność". Poseł, który nie podniesie ręki za tym wnioskiem, będzie rozliczany za to, że popierał ten rząd, a jaki ten rząd jest, to zostało to pokazane. Wyborcy zdecydują, czy takiego posła należy popierać - zaznaczył. Nie mamy wątpliwości, że w gruncie rzeczy z jednej strony jest wielopartyjna formacja establishmentu - PO, PSL, ale także SLD i Twój Ruch, a z drugiej strony jest Prawo i Sprawiedliwość, które chce, by w Polsce doszło do zmiany - dodał.
Nie wykluczył, że wniosek klubu PiS mógłby być głosowany na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które zaplanowane jest na 9-11 lipca.
Złożenie wniosku o wotum nieufności po zakończeniu sejmowych głosowań zapowiedział szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Jak stwierdził, wniosek będzie "drugą szansą" dla posłów na odcięcie się od nadal niewyjaśnionych spraw ujawnionych w podsłuchanych rozmowach polityków rządzącej partii. Podkreślił też, że PiS liczy na głosy "wszystkich uczciwych posłów".
Wniosek o tzw. konstruktywne wotum nieufności składa grupa co najmniej 46 posłów. Jednocześnie musi zaproponować kandydata na nowego premiera. Taki wniosek może być poddany pod głosowanie nie wcześniej niż po upływie 7 dni od dnia jego zgłoszenia. Aby doszło do upadku rządu, a nowy premier miał szansę na sformowanie gabinetu, wniosek musi uzyskać poparcie większości ustawowej liczby posłów, czyli 231 głosów.
Koalicja PO-PSL ma łącznie 235 posłów, zatem by wniosek o konstruktywne wotum nieufności miał szansę powodzenia, musiałaby za nim zagłosować cała opozycja, a także co najmniej kilku posłów z klubów koalicyjnych. Obecnie opozycja dysponuje bowiem w Sejmie 225 głosami, z czego PiS ma 136 głosów.