Przed Sądem Rejonowym w Bielsku Podlaskim rozpoczęły się przesłuchania świadków w procesie dotyczącym założenia podsłuchów w dwóch firmach w tym mieście. Pierwszy ze świadków zeznał m.in., że oskarżony Marek F. mówił mu, że podsłuchuje te firmy.
Według Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, biznesmen Marek F., który jest głównym oskarżonym w tej sprawie, w kwietniu 2014 roku "kierował wykonaniem czynu zabronionego", czyli akcją założenia w konkurencyjnych firmach w Bielsku Podlaskim podsłuchów (w postaci nadajników radiowych umieszczonych w okładce teczki do korespondencji pochodzącej z jego firmy).
Marek F. od początku nie przyznaje się do winy. Zarówno w śledztwie, jak i na początku procesu odmówił składania wyjaśnień.
Oskarżonemu wraz z nim mężczyźnie, byłemu funkcjonariuszowi ABW prowadzącemu obecnie firmę detektywistyczną prokuratura zarzuca podłożenie urządzeń podsłuchowych. On również nie przyznał się do winy, przed sądem także odmówił składania wyjaśnień.
Dzisiaj sąd w Bielsku Podlaskim rozpoczął przesłuchania świadków.
Pierwszy z nich, który współpracował w przeszłości z Markiem F., zeznał, że biznesmen sam powiedział mu o podsłuchach w dwóch firmach z branży węglowej w Bielsku Podlaskim. Pan Marek F. był opętany tematem służb, konspiracji, podsłuchów, nagrań - mówił świadek, odpowiadając na pytania obrońców.
Wyjaśniał też, że wydelegowany przez niego pracownik miał zawieźć z firmy Marka F. do Bielska Podlaskiego dokumenty cesji wierzytelności. Gdy ów pracownik odbierał je w Warszawie od biznesmena, okazało się, iż są tam podłożone urządzenia podsłuchowe i że zadaniem będzie nie tylko doręczenie dokumentów, ale też podłożenie u kontrahentów z Bielska Podlaskiego podsłuchów. Pracownik bez mojej zgody został w to wmanewrowany - mówił świadek.
Pytany przez pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych (jednej z pokrzywdzonych firm), jaki według niego był powód podłożenia podsłuchów świadek mówił, że nie pamięta czy Marek F. mu go podał. Dziś domniemuję, że nie chciał nikomu zapłacić i nabyć spółki nie płacąc ani złotówki - mówił. Powiedział też, że chodziło o informacje o słabościach firm i ich właścicieli.
Zanim świadek złożył zeznania zastrzegł, iż niewiele pamięta i prosił o odczytanie swoich wcześniejszych zeznań. Zasłaniał się też zmęczeniem i podróżą: w poniedziałek opuścił zakład karny, gdzie odsiadywał wyrok w sprawie związanej z biznesem w branży handlu węglem.
Kolejnym świadkiem był mężczyzna, który był początkowo oskarżony w tej sprawie jako druga osoba, która podłożyła urządzenia podsłuchowe. W listopadzie ub. roku postępowanie w jego sprawie zostało umorzone, doszło bowiem do pojednania stron i zadośćuczynienia ze strony tego oskarżonego na rzecz pokrzywdzonych firm.
To on był delegowany na wyjazd do Bielska Podlaskiego jako pracownik firmy (z Bydgoszczy) pierwszego ze świadków. Przyznał, że dostał w Warszawie od Marka F. teczki z dokumentami i urządzeniami do podsłuchów. Pozostawałem w przeświadczeniu, że cała akcja opiera się na działaniu ABW - mówił w środę przed sądem.
To on niedługo potem, jak zostawił w sekretariatach bielskich firm teczki, został zatrzymany przez policję. gdy w jednej z nich odkryto podsłuch. Na rozprawie mówił, że Marka F. widział dwa razy w życiu: w kwietniu 2014 roku, gdy otrzymał od niego teczki i zadanie ich dostarczenia, oraz w środę w sądzie.
Białostockie śledztwo to odprysk głównego postępowania dotyczącego tzw. afery podsłuchowej, które prowadziła Prokuratura Okręgowa Warszawa - Praga. Śledztwo dotyczyło podsłuchiwania od lipca 2013 roku w dwóch warszawskich restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki i biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Zarzuty usłyszeli dwaj biznesmeni, w tym Marek F., i dwaj pracownicy restauracji, w których dokonywano podsłuchów. Prokuratura przyjęła, że motywem ich działań były tzw. interesy biznesowo-finansowe.
Proces w tej sprawie ruszył przed stołecznym sądem okręgowym 20 maja. W nim również Marek F. nie przyznaje się do zarzutów.
(edbie, mpw)