W czasie ostatniej wizyty w Izraelu pod koniec listopada sekretarz stanu USA Antony Blinken ostrzegł władze tego kraju, że interwencja zbrojna w Strefie Gazy musi zakończyć się jeszcze w grudniu. Obecnie ten cel wydaje się jednak bardzo trudny do zrealizowania - pisze portal brytyjskiego tygodnika "Economist".
Chociaż rząd Izraela stara się sprawiać wrażenie, że opór palestyńskiej organizacji terrorystycznej Hamas jest coraz słabszy, w rzeczywistości sytuacja wygląda inaczej. Mimo że nawet połowa spośród około 30 tys. bojowników Hamasu mogła już zostać wyeliminowana, w Strefie Gazy wciąż walczą tysiące osób, które opuszczają rozległe podziemne tunele tylko po to, by atakować izraelskich żołnierzy.
Wciąż nie udało się też rozbić kierownictwa terrorystów. Kluczowi dowódcy, tacy jak Jahja Sinwar, Mohammed Deif i Marwan Issa, żyją i kierują działaniami Hamasu.
Jak podkreślono w artykule tygodnika, zachodni sojusznicy Izraela, przede wszystkim Stany Zjednoczone, reagują na tę sytuację z coraz większym zniecierpliwieniem. Duża liczba ofiar cywilnych w Strefie Gazy znacząco osłabiła poparcie społeczności międzynarodowej dla Izraela. Tymczasem dowódcy armii tego państwa konsekwentnie utrzymują, że operacja przeciwko Hamasowi może trwać długo, nawet przez kilka kolejnych miesięcy.
Być może jednak Izraelczycy nie mają tyle czasu. USA, najważniejszy sojusznik Izraela, czekają na rozstrzygnięcie tego konfliktu - zaznaczył brytyjski tygodnik.
7 października w godzinach porannych Izrael został niespodziewanie zaatakowany ze Strefy Gazy przez bojowników Hamasu. Uderzenie skutkowało największą liczbą ofiar śmiertelnych wśród Izraelczyków od 1973 roku, gdy państwo żydowskie stoczyło wojnę z koalicją syryjsko-egipską. W ciągu trwającego od ponad dwóch miesięcy konfliktu zginęło już około 1,3 tys. obywateli Izraela i prawdopodobnie około 18 tys. mieszkańców Strefy Gazy.