To miała być zwykła sobota. W historii Izraela zapisała się jednak jako jeden z najkrwawszych dni. Mija rok od straszliwego ataku Hamasu, który zapoczątkował nową odsłonę bliskowschodniego konfliktu. W Izraelu zginęło wtedy 1175 osób, porwanych zostało 251. W odwecie Izrael rozpoczął operację w Strefie Gazy. Blisko połowa Strefy jest zniszczona. Zginęło tam niemal 42 tys. ludzi.
Atak, nazwany "Nawałnicą Al-Aksa", rozpoczął się ok. godz. 6:30 czasu miejscowego (5:30 w Polsce). Celem ostrzału rakietowego były głównie miasta i osiedla w południowym Izraelu, takie jak Aszkelon, Sderot i Beer Szeba.
Na teren Izraela wtargnęło ok. 6 tys. terrorystów z Hamasu. Przedarli się w ponad 30 miejscach. Użyli materiałów wybuchowych i buldożerów, by przebić się przez płot graniczny otaczający Strefę Gazy. Część z nich przypłynęła morzem na motorówkach. Niektórzy użyli paralotni.
W Izraelu zginęło wtedy 1175 osób. Większość z nich to cywile. Hamas porwał 251 osób, w tym kobiety, dzieci i osoby starsze. Część z nich odzyskała wolność, wielu niestety zmarło w niewoli. Wciąż nieznany jest los 97 osób. Prawdopodobnie jedna trzecia z nich nie żyje.
Jedną z największych masakr Hamas przeprowadził na festiwalu Supernova na pustyni Negew. Zginęły 364 osoby, a 40 wzięto do niewoli. Zamaskowani terroryści z zimną krwią zabijali tam młodych ludzi, którzy uczestniczyli w święcie muzyki elektronicznej. Gwałcili kobiety, część uczestników też porwali. W sieci pojawiły się wtedy przerażające nagrania.
Festiwal był jednym z pierwszych miejsc, jakie w sobotni poranek zaatakowali terroryści z Hamasu. Ortel, jedna z uczestniczek imprezy, opowiadała izraelskiej stacji Channel 12, że pierwszą oznaką wskazującą na to, iż coś jest nie tak, było włączenie o świcie syren ostrzegających przed nadlatującymi rakietami.