Święta tuż, tuż... Już za moment, już za chwilę wypijemy barszcz, zjemy paszteciki (albo pierogi, rybę, czy co tam sobie tylko wymarzymy na tym naszym wigilijnym stole). Przy tej okazji chciałabym Was zabrać na krótką wycieczkę. Odprężcie się, usiądźcie wygodnie i zobaczcie, jak wygląda Wioska Świętego Mikołaja w Rovaniemi - tuż przy kole podbiegunowym. O poczcie, do której trafiają listy dzieci z całego świata, opowie elf Riitta. Z kolei o tym, kiedy renifery zachowują się jak dzieci i czy dobrze grają w... piłkę nożną, opowie Johanna, opiekunka tych zwierząt. Miłych odwiedzin!
Wioska Świętego Mikołaja w Rovaniemi to miejsce nawet nie wyjątkowe, a totalnie magiczne! To tu okazuje się, że wszystkie te historie o białych świętach, latających reniferach, wesołych elfach z szelmowskim uśmiechem i o Nim - starszym panu z długą, białą brodą, brzuszkiem i ciepłym głosem - są prawdziwe!
Z moim redakcyjnym kolega Kubą spacer po wiosce rozpoczęliśmy wcześnie rano, chociaż czuliśmy się, jakby to była noc. Słońce o tej porze roku wstaje na Północy bardzo późno, a zachodzi bardzo wcześnie. Śnieg trzeszczący pod nogami, lekki mróz, kolorowe światełka i świąteczne, nastrojowe piosenki w tle - to sprawia, że każdy, ale naprawdę każdy, znów czuje się jak dziecko czekające na pierwszą gwiazdkę.
Lekko wymarznięci i trochę zmęczeni podróżą wpatrywaliśmy się w duże drewniane drzwi do domku, w którym mieści się biuro gospodarza. Kiedy nagle te drzwi się otworzyły i wychyliła się zza nich uśmiechnięta głowa w śmiesznej czapce, mówiąc: "Hello! You wanna see Santa?". Poczuliśmy się trochę jak w filmie, trochę jak w domu. Przez chwilę byłam w szoku, ale Elf Vanilla szybko sprowadziła nas na ziemię.
Głównym i najbardziej ekscytującym punktem było oczywiście spotkanie z Mikołajem. Zapewnił nas, że świąt w tym roku nie odwołuje, że każdy może stać się niewidzialny (wystarczy tylko potrenować jakieś... 200 lat) i że renifery latają dzięki naszym marzeniom.
Dzieci (i dorośli) z całego świata piszą listy do Świętego Mikołaja. A te listy docierają do jednego miejsca - poczty, która znajduje się w sercu Wioski.
Każdego dnia ci, którzy odwiedzają Wioskę Mikołaja, przychodzą do nas, wybierają kartki i kupują znaczki. To takie specjalne znaczki, które można zdobyć tylko tu. Mamy też własny pocztowy stempel. Więc najczęściej ludzie wysyłają stąd kartki przyjaciołom lub rodzinie z pozdrowieniami albo - właśnie - na święta. I przez cały rok stoją tutaj dwie skrzynki na listy - mówi Riitta, Elf Pocztowy.
Z jakiego kraju listów przychodzi najwięcej? Z Polski! W tym roku fani Mikołaja z naszego kraju zajęli miejsce na szczycie tego podium.
Rocznie dostajemy około pół miliona listów. Ta poczta istnieje od 1985 roku. Najpierw była w innym miejscu, tutaj jest od 1991. I ta liczba, którą widać na ścianie - 200 milionów - to suma wszystkich listów, jakie odpisano przez te wszystkie lata - wyjaśnia Riitta.
Jednym z bardziej obleganych punktów Wioski Świętego Mikołaja jest zagroda, w której można zobaczyć renifery, a także przejechać się ciągniętymi przez nie saniami. Opiekunowie tych zwierząt pilnują, żeby goście zbytnio im nie przeszkadzali, nie łapali za rogi czy ogon. Chociaż mam wrażenie, że renifery są tak "wyluzowane" i przyzwyczajone no świątecznego gwaru i zamieszania, że mało co je rusza.
Muszę przyznać, że to wyjątkowe zwierzęta, a właściwie miks różnych zwierząt. Jedzą jak krowy - są przeżuwaczami. Śpią jak konie, ale jak uczysz je od małego, to zachowują się jak psy - chodzą za tobą i się z tobą bawią. Ale każdy renifer ma swój charakterek! Każdy z nich. I, jak powiedziałam, bardzo lubią się bawić. Więc czasem zachowują się, jak dzieci. Np. latem w zagrodzie dorosłe renifery mają coś w stylu smyczy, która się za nimi ciągnie. Powód jest prosty. One nie mieszkają tutaj, ale około 20 kilometrów stąd. Tam mają dla siebie 200 hektarów. Przywozimy je tutaj codziennie i na noc odwozimy. Ale kiedy - właśnie - przychodzi już ta pora powrotu, to dzieje to samo, co w przedszkolach lub na placach zabaw. Renifery jakby wrzeszczały: "Nie chce jeszcze iść!". I zaczynają uciekać - mówi Johanna, opiekunka reniferów.
To, co mnie z zdziwiło to fakt, że renifery były bardzo... ciche. Okazało się, że one z reguły nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Jedynie matki i ich młode się przywołują. Ale to generalnie bardzo ciche zwierzęta. Dźwięk, jaki słyszysz codziennie to odbicie. Słyszysz jak reniferowi odbija się po jedzeniu. A potem zaczyna jeść dalej. I to rzeczywiście zasadzie jedyny dźwięk, jaki wydają te zwierzęta - śmieje się Johanna.
Czy taki świąteczny klimat może się przejeść? Czy można mieć dość śniegu, światełek, jagodowego ciasta, gorącej czekolady, ogniska, reniferów i roześmianych dzieci? Odważę się stwierdzić, że... nigdy! Sama Laponia to kraina jak z zimowego filmu. A Wioska Świętego Mikołaja jest taką wisienką na torcie. Mogłoby się wydawać, że tego wszystkiego jest za dużo. Nic bardziej mylnego. Tutaj nie ma pędu, nie ma wrzasku ani nerwów. Mikołaj, Elfy i inni mieszkańcy koła podbiegunowego żyją w zgodzie z naturą i własnym rytmem. A radość, jaka z nich bije udziela się każdemu.
Jeżeli dalej nie możecie sobie przypomnieć, jak to było, gdy wierzyliście w latające sanie, zwierzęta mówiące ludzkim głosem i tego dobrotliwego pana z brodą, śmiejącego się "Ho, ho ho!" - wybierzcie się wirtualnie lub realnie do Laponii. Tam w mig przypomnicie sobie, że to nie spekulacje, czy pomówienia, ale czyste fakty!
Święty Mikołaj istnieje, Elfy też, renifery latają, a świąteczny nastój można mieć w sercu przez cały rok!