"Bronię go na razie, zaczekajmy na zbadanie próbki B. Znam tego chłopaka i wierzyć mi się nie chce w doping. Ale zasady są u nas takie, że jeśli zostałeś złapany, to konsekwencje są takie same dla wszystkich" - mówi trener Andrzeja Wawrzyka, Fiodor Łapin, w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Janem Kałuckim. Zdradza, że Wawrzyk będzie chciał przebadać odżywkę, bowiem "ma podejrzenie, że może tam coś było". W organizmie polskiego pięściarza wykryto zakazany stanozolol. W efekcie stracił szansę na pas mistrza świata federacji WBC, który miał być stawką jego walki z Deontayem Wilderem pod koniec lutego.
Jan Kałucki, RMF FM: Rozmawiał pan z Andrzejem? Jakie będą teraz kolejne ruchy?
Fiodor Łapin, trener Andrzeja Wawrzyka: Andrzej próbuje teraz z tym walczyć. Będzie chciał zbadać odżywkę, ma podejrzenie, że może tam coś było. On nie wie, o co chodzi - gdy poinformowałem go o tym wczesnym rankiem, to powiedział mi, że nie ma prawa "takie coś" znaleźć się w jego organizmie, bo on się zna na takich rzeczach. Nie zrobiłby takiej głupoty, od września jest objęty programem WBC wyrywkowych badań. To jest "chamski" steryd, który długo siedzi w organizmie, zresztą Andrzejowi nic by to nie dało, bo jego figura nie jest jak rzeźba, a ten specyfik robi właśnie twardy, suchy mięsień. Poza tym jestem z nim na co dzień i wiem, że absolutnie nie było nagłego przyrostu masy mięśniowej, siły, mocnego ciosu, kondycji - nic takiego się nie zdarzyło.
Generalnie Andrzejowi ufam, ale zasady są u nas takie, że jeśli zostałeś złapany i jest to udowodnione, to konsekwencje są takie same dla wszystkich.
Andrzej handlował w USA odżywkami. Myśli pan, że właśnie tutaj leży wina, że zostało pomylone opakowanie?
Wiem, że Andrzej zajmuje się takimi biznesami i ma dużą wiedzę na temat tych rzeczy. To miało mu pomóc, by nie robił głupot. Znamy sprawę Powietkina, codziennie ktoś do niego przychodził i w końcu został złapany na mikroskopijnej dawce. Nawet z tego powodu Andrzej nie jest na tyle głupi, by coś takiego brać.
Bronię go na razie, zaczekajmy na próbkę B. Znam tego chłopaka, wierzyć mi się nie chce.
Całe środowisko bokserskie jest podobnego zdania, Andrzej Szpilka napisał na Facebooku, że to musi być nieporozumienie...
Dla nas wszystkich to był szok. Nie można powiedzieć, że jestem pewien, bo w życiu różne rzeczy się dzieją. Obserwuję Andrzeja na treningach, widzę, gdy jest zmęczony. On nabrał masy mięśniowej wtedy, gdy po wypadku nie był w stanie robić treningu bokserskiego. Wtedy właśnie budował "górę" na siłowni.
Szkoda mi tego chłopaka, nikt, kto go zna, w to nie uwierzy.
Jakie działania zostaną teraz podjęte?
Trzeba teraz zapłacić za próbkę B, badanie będzie w ciągu kilku dni. Szanse są małe, ale trzeba wykorzystać wszystkie możliwości. Zasady się u nas nie zmieniają - bez względu na nazwiska. Co później? Powiedziałem już Andrzejowi Wasilewskiemu i zgłosiłem to do Polskiej Agencji Antydopingowej, że chciałbym zbadać wszystkich moich zawodników. Przede mną teraz walka o to, by robić wyrywkowe badania.
No właśnie, to trzeci przypadek dopingu w polskim boksie zawodowym w ostatnim czasie...
Dlatego o to walczę. Może teraz to przejdzie, bo chyba każdy zdaje sobie sprawę, że to jest problem i trzeba te wyrywkowe badania robić. Ale nie jest to łatwe, bo polski boks zawodowy nie jest zależny od państwa - i tu jest problem. Trzeba szukać jakiegoś sposobu. Najgorzej byłoby, gdybyśmy nie wyciągnęli wniosków, bo za pięć lat możemy być w jeszcze gorszym miejscu.
(e)