Głównym elementem szantażu białoruskich specłużb wobec byłej kandydatki w wyborach prezydenckich Swiatłany Cichanouskiej był jej mąż przebywający w areszcie - mówi dziennikarzowi RMF FM Krzysztofowi Zasadzie jeden z liderów opozycji na Białorusi Anatolij Lebiedźka. Wczoraj władze zmusiły Cichanouską do opuszczenia kraju. Przebywa na Litwie. Jeszcze przed niedzielnymi wyborami, dzieci Cichanouskiej zostały wywiezione do tego kraju.
Poza mężem za kraty trafili także współpracownicy Swiatłany Cichanouskiej ze sztabu wyborczego. Ich sytuacja też była wykorzystana do szantażu - twierdzi Lebiedźka, który wiele miesięcy spędził w aresztach KGB.
W naszym KGB mamy specjalistów na poziomie światowym jeśli chodzi o szantaż. Oni są zdolni dosłownie do wszystkiego. Także wobec rodziny - dodaje opozycjonista.
Wobec Cichanouskiej wykorzystano pełną listę gróźb, włączając w to groźby, co stanie się z nią samą i jej bliskimi, jeśli nie wyjedzie z kraju - uważa. Według Lebiedźki opozycjonistkę przesłuchiwali funkcjonariusze z poziomu szefostwa KGB.
Cichanouska od wczoraj przebywa na Litwie. Jak poinformował na Twitterze szef litewskiego MSZ Linas Linkeviczius, który rozmawiał z nią telefonicznie, "jest w dobrym humorze i wkrótce sama zabierze głos".
Wczoraj białoruskie państwowe media opublikowały zaskakujące oświadczenie byłej kandydatki w wyborach prezydenckich. Zaapelowała ona do swych wyborców, by nie wychodzili na ulice miast i nie przeciwstawiali się milicji.
Cichanouska siedzi na skórzanej kanapie na tle zasłoniętego okna. Kamera obejmuje jej głowę i cześć ramion. Widać jednak i słychać, że czyta z kartki. Oświadczenie trwa niespełna 40 sekund, kobieta wygląda na bardzo zrezygnowaną.