Kryzys klimatyczny zmienia Polskę. Pogoda w styczniu w naszym kraju nie jest normalna i może skutkować sporymi problemami w przyszłości. "Grozi nam brak wody" – alarmuje prof. Joanna Wibig, z którą w Radiu RMF24 rozmawiał Marcin Jędrych. Powtórzyć może się też sytuacja na Odrze, gdzie latem masowo wymierały ryby i inne zwierzęta.
2023 rok rozpoczął się nie tylko w Polsce, ale i w wielu europejskich państwach dziwną anomalią. 1 stycznia doświadczyliśmy termicznego lata. Termometry w Warszawie pokazały 18,9 st., na Białorusi - 16,4 st. C., w Szwajcarii - 20 st. C. To rekordowa temperatura, raczej niespotykana w naszym klimacie.
Potwierdza to także prof. Joanna Wibig z Katedry Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu Łódzkiego, współautorka książki "Climate Change in Poland", która była gościem Radia RMF24.
Temperatura w styczniu w Polsce nie za bardzo jest normalna. Musimy się z tym liczyć, że takie sytuacje będą się zdarzać coraz częściej - wyjaśniła badaczka. Według prof. Wibig wartości, jakie mogliśmy zaobserwować na termometrach na początku roku, to skutek kryzysu klimatycznego.
To jest właśnie ta zmiana klimatu. Do tej pory zimy mieliśmy zawsze ze średnią temperaturą poniżej zera. Teraz zima w zachodniej połowie kraju ma średnią temperaturę dodatnią. To skutki związane z ociepleniem - powiedziała profesor.
Niestety, mroźne i śnieżne zimy będą się w Polsce pojawiały coraz rzadziej. Warto jednak pamiętać, że zmiany klimatu nie oznaczają, że takich okresów całkowicie nie będzie.
Już mieliśmy taką jedną falę (mrozów - przyp. red.) w grudniu i być może pod koniec stycznia będziemy mieli następną, ale te mrozy będą trochę słabsze niż były dawniej. Będą na pewno zjawiskiem dość rzadkim - prognozuje ekspertka.
Zimowa aura to nie tylko pocztówkowe, ośnieżone krajobrazy. To, co obserwujemy dziś za oknami może mieć poważne konsekwencje w przyszłości.
Żyjemy w strefie umiarkowanej, więc kataklizm nam nie grozi. To, co nam naprawdę grozi, to jest brak wody. Nie mamy pokrywy śnieżnej już od paru lat. W zasadzie stałej pokrywy śnieżnej w Polsce nizinnej, poza wschodnią częścią kraju, nie ma - wyjaśniła prof. Wibig.
Czym to skutkuje?
Z wodą to najtrudniej sobie poradzić, ponieważ potrzebujemy zasobów wody słodkiej. Nie możemy jej za dużo wyciągać z warstw podziemnych, bo następne pokolenie już nie będzie miało tej wody. Możemy sobie trochę doładowywać tę wodę właśnie z zasobów podziemnych, ale to nie jest nieskończoność, bo te zasoby też nie są nieskończone - dodała prof. Wibig. Badaczka radzi także, żebyśmy oszczędzali wodę.
Na razie te niedobory wody nie są bardzo wielkie, w związku z tym możemy ją po prostu oszczędzać, mniej zużywać, wykorzystywać wodę z opadów atmosferycznych, retencjonować ją tak, żeby ona służyła też rolnictwu - wskazuje.
Według badaczki brak śniegu zimą może sprawić również, że taka sytuacja, z jaką mieliśmy do czynienia latem na Odrze, może się powtórzyć. W pięciu województwach, na odcinku kilkuset kilometrów rzeki masowo wymierały ryby i inne zwierzęta żyjące w wodzie.
Ilość soli, jaka spuszczana jest do Odry nadal jest bardzo duża, a poziom wody jest mniejszy. W związku z tym to zasolenie jest większe, a razem z latem przyjdzie upał, który jest potrzebny do zakwitów glonów. Możemy się spodziewać tego, że następne lato może być równie katastrofalne dla Odry, jeżeli nie zrobimy czegoś z jej oczyszczeniem - alarmuje.
Kryzys klimatyczny to przede wszystkim zagrożenie dla ludzi. Przez postępowanie globalnego ocieplenia to nasze życie jest trudniejsze i od nas zależy, co z tym zrobimy.
W przyszłości może być ciężko. Na razie nie wygląda, żebyśmy podejmowali działania przeciwko zmianom klimatu. Robimy kilka trochę pozorowanych kroków, ale generalnie to jest ich właściwie niewiele. Jeżeli popatrzeć na współczesne zmiany klimatu w porównaniu z tymi projekcjami na przyszłość, w zależności od ilości dwutlenku węgla w atmosferze, to na razie posuwamy się tą najgorszą krzywą. Wygląda na to, że ilość dwutlenku węgla w atmosferze intensywnie wzrasta - powiedziała badaczka.