Współprzewodniczący Nowej Lewicy Robert Biedroń zapowiedział, że w ciągu kilku najbliższych tygodni jego ugrupowanie złoży w Sejmie projekt ustawy skracającej czas pracy do 35 godzin tygodniowo. W innych krajach Europy już dokonują się takie zmiany. Czy nadszedł na nie odpowiedni czas również w naszym kraju? "Polacy pracują w Europie prawie najdłużej" - mówił na antenie Radia RMF24 dr Marcin Kędzierski, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw w Europie. Nad nami znajdują się jedynie Grecy. Zdaniem ekonomisty kwestia wydajności jest jednak miarą statystyczną, która niewiele mówi o ciężarze pracy.
Pamiętajmy, że ta wydajność w ostatnich latach bardzo wyraźnie rosła, więc nie ma dzisiaj powodu, żeby Polacy pracowali tak dużo - stwierdził ekspert. Jego zdaniem spędzanie mniejszej ilości czasu w pracy i dłuższy odpoczynek, może przełożyć się na lepsze wyniki.
Mamy eksperymenty pokazujące, że rodzice małych dzieci, którzy uzyskiwali pewne ulgi w obciążeniach i pracowali nie 8, a 6 godzin, potrafili w tym czasie wykonywać podobną pracę, która wcześniej zajmowała im 8 godzin - mówi dr Kędzierski.
Ekspert zwrócił również uwagę na fakt, że w niektórych zawodach praca na czas może mieć znaczenie, ale liczba takich przypadków maleje.
Oczywiście może być tak, że będziemy pracę traktowali rekordowo, na przykład przy składaniu szybciej jakiegoś elementu, ale już coraz mniej firm czy miejsc zatrudnienia jest taką prostą, mechaniczną pracą - zauważył.
Specjalista dodał, że udział płac w PKB, czyli miara, która pokazuje, ile Polacy realnie zarabiają, jest jedną z najniższych w Europie.
To oznacza, że Polacy mogliby pracować nieco krócej za te same pieniądze i to jest, patrząc na polskie firmy, do utrzymania. Oczywiście otwiera to nową dyskusję, po pierwsze, o automatyzacji produkcji, a po drugie o pewnej elastyczności pracy - wyjaśnił dr Kędzierski.
Jak mówił ekspert, elastyczność pracy nie musi oznaczać jedynie pracy 5 razy po 7 godzin, ale przykładowo 4 razy po 9 godzin. Zaznaczył, że coraz więcej zawodów będzie mogło pracować w elastycznym trybie.
Tomasz Terlikowski zapytał swojego rozmówcę, czy głównym problemem jest praca w systemie 5 razy po 8 godzin, czy nierzadko różnie wynagradzane nadgodziny. Zdaniem ekonomisty trudności nie kończą się na tych dwóch kwestiach.
Mamy niedobór rąk do pracy i widzimy to w danych. Cały czas liczyliśmy, że zastąpią nas pracownicy z Ukrainy i z Białorusi, a widać po danych ZUS, że pracowników zagranicznych jest mniej, niż było w roku ubiegłym. Nie jest powiedziane, że rynek będzie się ciągle zapełniał imigrantami - wyjaśnił dr Kędzierski. Jego zdaniem należy zająć się dobrą organizacją pracy
Musimy się zastanowić, jak wykorzystywać zasoby pracy, czy jak zwalniać jej zasoby, po to, żeby je wykorzystywać w sposób optymalny albo bardziej efektywny - powiedział specjalista.
Zmiana etatowa może doprowadzić do tego, że pracodawcy będą chcieli zatrudniać pracowników na umowy B2B, w których uprawnienia jak 35-godzinny tydzień pracy, zwyczajnie nie obowiązywałyby pracodawcy - stwierdził prowadzący. Rozmówca zwrócił uwagę na istotny szczegół.
Potocznie mówi się o przedsiębiorcach jako o pracodawcach. Tak naprawdę, w sensie ekonomicznym, pracę dają pracownicy, a kupują ją przedsiębiorcy, więc pracodawcą są pracownicy. To nie jest żadna łaska ze strony przedsiębiorcy, że on daje pracę, bo on tak naprawdę kupuje pracę od pracowników - powiedział ekonomista. Jego zdaniem pracownicy muszą zacząć inaczej myśleć o swojej pozycji przetargowej na rynku.
Niestety w Polsce z wielu różnych powodów, także regulacyjnych, jednak przedsiębiorca jest dzisiaj na lepszej pozycji niż pracownik - dodał, zwracając uwagę na fakt, że taka hierarchia dotyczy zwykle dużych firm.
Krótszy czas pracy wiąże się także z koniecznością stworzenia dodatkowych etatów, a co za tym idzie - większymi kosztami pracy. Dla małych firm może się to okazać dużym problemem.
Tomasz Terlikowski zwrócił uwagę na zmiany, które już dokonały się od czasu, kiedy sam był dzieckiem. W przeszłości tydzień pracy trwał jeszcze dłużej niż obecnie - pracowało się również w soboty. W odpowiedzi dr Kędzierski przytoczył przewidywania, według których w ciągu kilku najbliższych lat powinniśmy pracować jeszcze krócej niż dziś.
Popatrzmy na prognozy, które John Maynard Keynes, jeden z najsłynniejszych ekonomistów, postawił już prawie sto lat temu. On, patrząc na wzrost wydajności pracy, zakładał, że za 100 lat, czyli właśnie w roku 2030, ludzie będą musieli pracować 3 godziny w tygodniu. To się nie wydarzyło, bo pracujemy wciąż długo - powiedział specjalista. Zaznaczył, że za skróceniem tygodnia pracy idą zmiany, także w systemie szkolnym. Placówki oświatowe musiałyby wówczas działać nie 5, a 4 dni w tygodniu. To otwiera przestrzeń do kolejnej dyskusji.
Lewica składała projekt ustawy o skróceniu czasu pracy do 35 godzin tygodniowo już w poprzedniej kadencji Sejmu.
Opracowanie: Milena Brosz