W wyniku nagłego przetasowania polityków zajmujących się sprawami zagranicznymi Arkadiusz Mularczyk, autor raportu o wojennych zniszczeniach Polski, ma dziś przed sobą otwartych przynajmniej kilka ścieżek dalszej kariery – od awansu parlamentarnego po dyplomację.
W ubiegłym tygodniu niemal jednocześnie doszło do dwóch zmian, które naruszyły utrwaloną przez kilka lat równowagę w obsadzie funkcji istotnych dla polskiej dyplomacji. Ministerialną funkcję stracił zajmujący się sprawami europejskimi Konrad Szymański, zastąpiony w tej roli przez dotychczasowego wiceministra spraw zagranicznych Szymona Szynkowskiego vel Sęka. Równolegle do rządu jako nowy szef kancelarii premiera dołączył Marek Kuchciński, dotychczas pełniący w Sejmie funkcję przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych. Obie te zmiany wywołują potrzebę zapełnienia kolejnych wakatów.
Po odejściu Szynkowskiego vel Sęka z MSZ zwolniło się stanowisko wiceministra spraw zagranicznych, zajmującego się głównie relacjami z naszym zachodnim sąsiadem. Nieoficjalnie politycy PiS twierdzą, że stanowczość Szynkowskiego w tej dziedzinie ma zostać przeniesiona na poziom ministerialny. Nie należy jednak oczekiwać, że jego odejście z dyplomacji osłabi w tej dziedzinie MSZ - w roli twórczego kontynuatora tej misji z powodzeniem można sobie wyobrazić właśnie Arkadiusza Mularczyka. Jego potężnym atutem jest wielkie zaangażowanie w kwestie reparacji wojennych od Niemiec, i trzeba przyznać, że trudno znaleźć wśród rządzących kogoś bardziej od Mularczyka znanego w tej dziedzinie.
Warto jednak pamiętać, że sprawa reparacji, co wielokrotnie podkreślał sam Mularczyk, rozgrywa się długofalowo i na bardzo wielu płaszczyznach. Stanowisko wiceministra, a więc mianowanego urzędnika administracji, wyraźnie wiąże i ogranicza możliwości działania, przy okazji przypisując je wyłącznie rządowi. Tymczasem do wzięcia jest także dająca znacznie większą swobodę funkcja przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Mularczyk jest dziś jej wiceprzewodniczącym, w naturalny sposób więc jego kandydatura musi być brana pod uwagę przy obsadzie zwolnionej funkcji przewodniczącego.
Zajmujący ją dotąd Marek Kuchciński niemal zupełnie zaprzepaścił wiążący się z nią potencjał działania tzw. dyplomacji parlamentarnej, mającej znacznie większe możliwości niż dyplomacja instytucjonalna. Szef Komisji Spraw Zagranicznych, nie reprezentuje tylko rządu, a bardziej parlament. Jego aktywne działanie stwarza większe możliwości wpływania na opinię za granicą, nie kojarzy się przy tym jednoznacznie z rządem.
Obie te ścieżki kariery stoją dziś otworem przed ambitnym prawnikiem z Nowego Sącza i w obu wchodzących w grę rolach Arkadiusz Mularczyk spełniałby pewnie stawiane przed nim przez władze PiS oczekiwania. Sam zainteresowany ma świadomość, że decyzja o jego przyszłości ma charakter polityczny i wypowiada się o niej bardzo ostrożnie. Jej podjęcie to zapewne kwestia kilku najbliższych dni, Sejm zbiera się w czwartek.
Warto pamiętać, że działalność Arkadiusza Mularczyka nie ogranicza się tylko do kwestii reparacji od Niemiec; w Sejmie poza komisją spraw zagranicznych jest też wiceprzewodniczącym Komisji Ustawodawczej. Jest także przewodniczącym delegacji polskiego parlamentu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (z czego zapewne musiałby zrezygnować wchodząc do rządu), w Radzie Europy jest też wiceprzewodniczącym Komisji ds. Wyboru Sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W kraju nieprzerwanie od dwóch lat jest też wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa.
Być może z części tych funkcji będzie musiał niebawem zrezygnować, bo wszystkich tych ról na długo pogodzić się nie da.