Tysiące brytyjskich i amerykańskich żołnierzy przygotowuje się do pierwszej potężnej akcji lądowej w Afganistanie. Jak pisze brytyjski „The Sunday Telegraph” do ofensywy może dojść nawet w nadchodzącym tygodniu.
„The Sunday Times” z kolei tłumaczy, że jej celem będzie po pierwsze przyspieszenie obalenia reżimu Talibów, ale także próba stworzenia swoistego rodzaju mostu humanitarnego, który pozwoli na dostawy pomocy dla Afgańczyków podczas zbliżającej się wielkimi krokami zimy. Pierwszym etapem tej operacji ma być, według brytyjskiej prasy, rozmieszczenie jednostek amerykańskich sił specjalnych wokół strategicznego miasta Mazar-i-Sharif na północy Afganistanu. Zadaniem tych jednostek będzie ułatwienie przejęcia kontroli nad miastem przez siły opozycyjnego Sojuszu Północnego.
Tymczasem kontrowersyjny dziennikarz Seymour Hersh twierdzi na łamach najnowszego "New Yorkera", że rajd komandosów na posiadłość Mułły Omara w rejonie Kandaharu, rankiem dwudziestego października nie tylko nie był sukcesem, ale o mało nie zakończył się prawdziwą tragedią. Jak twierdzi Hersh, oddział Delta Force dostał się w Kandaharze pod silny ogień Talibów uzbrojonych w broń lekką granatniki i prawdopodobnie moździerze. 12 komandosów zostało rannych w tym trzech ciężko. Oddział musiał się ewakuować. Siłą ognia Talibów, jak mówi anonimowy oficer, była pełnym zaskoczeniem. Trzeba było porzucić plany pozostawienia w tym rejonie części żołnierzy dla prowadzenia dalszych tajnych działań. Równocześnie, jak twierdzą te same źródła, desant armii Rangers na lotnisko tej samej nocy był przedsięwzięciem specjalnie przewidzianym do pokazania w telewizji. Wcześniejszy zwiad sprawdził, że w tym rejonie nie było sił Talibanu. Ja twierdzi Hersh, po tych operacjach Pentagon poważnie rozważa zmiany w planach użycia sił specjalnych w Afganistanie.
11:45