Za kilka dni Sejm ma zająć się dopisaniem do ustawy o wykonywaniu mandatu posła zasady, że poseł ścigany listem gończym nie wykonuje swoich obowiązków, więc nie otrzyma uposażenia. Przepis dotyczący jednej osoby, Marcina Romanowskiego, ma być dopisany do tego samego artykułu, który odebrał uposażenie aresztowanemu, a potem skazanemu za łapownictwo posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi.
Przepisy dotyczące wykonywania mandatu posła i senatora zostały przyjęte blisko 30 lat temu, w maju 1996 r. Nikomu wówczas nie przychodziło do głowy, że poseł może dać się złapać na łapownictwie, wdać w szarpaninę przed pomnikiem czy nocnym klubem, ukrywać się w Pałacu Prezydenckim albo przed rozprawą aresztową, zaraz po wyjściu ze szpitala, zwiać za granicę i poprosić o azyl w innym kraju.
Pierwszy i najważniejszy artykuł ustawy do dziś głosi, że "Posłowie i senatorowie wykonują swój mandat, kierując się dobrem Narodu". Rzeczywistość w wykonaniu naszych posłów niedługo po jej uchwaleniu wymusiła jednak na parlamencie dopiski, uwzględniające fakt, że nie wszyscy parlamentarzyści są postaciami nieskazitelnymi.
W listopadzie 2004 r., w związku ze sprawą płatnej protekcji i przyjęcia łapówki od Marka Dochnala (chodziło o "użyczenie" wartego wówczas ok. 300 tys. zł mercedesa klasy S), Sejm uchylił immunitet posła SLD Andrzeja Pęczaka, który został następnie aresztowany. Wykluczony z partii baron SLD został tym samym pierwszym w III RP parlamentarzystą sprawującym mandat i jednocześnie pozbawionym wolności.
Przed Sejmem stanęła kłopotliwa sprawa wykonywania mandatu i korzystania z praw poselskich za kratami. Kilka tygodni po aresztowaniu do skromnego art. 5 ustawy o wykonywaniu mandatu poselskiego dopisano artykuł 5a, upamiętniający posła Pęczaka słowami: "Poseł lub senator w czasie pozbawienia wolności nie wykonuje praw i obowiązków wynikających z niniejszej ustawy".
Formalnie treść art. 5a rozwiązywała kwestię głosowania zza krat czy pobierania uposażenia poselskiego i przez 20 lat ustawodawca nie musiał go uzupełniać. Tak było jednak tylko do niedawnej ucieczki z kraju ściganego listem gończym byłego wiceministra sprawiedliwości, posła PiS Marcina Romanowskiego.
Kiedy okazało się, że poszukiwany uzyskał azyl na Węgrzech, przed Sejmem stanęło pytanie, jak pozbawić Marcina Romanowskiego uposażenia, skoro on sam zapowiada przez media społecznościowe, że do kraju nie zamierza wracać. O wykonywaniu mandatu poselskiego nie może więc być mowy, a skoro tak, to traci podstawę wypłacanie mu za to poselskiego uposażenia.
Gdyby Romanowski siedział w areszcie, sprawa byłaby jasna dzięki dotychczasowej wersji art. 5a ustawy: siedzisz, więc nie pracujesz, nie pracujesz - nie dostajesz wynagrodzenia.
Uciekinier nie został jednak ujęty, godności posła nie można go pozbawić, ale płacenie poszukiwanemu z publicznej kiesy powszechnie uznano co najmniej za obrazę zdrowego rozsądku, jeśli nie wręcz autorytetu Sejmu i państwa.
Posłowie koalicji złożyli w Sejmie we wtorek projekt ustawy poszerzający niechlubny dopisek związany z pos. Pęczakiem. Treść art. 5a ustawy o wykonywaniu mandatu posła miałaby wg niego brzmieć: "Poseł lub senator w czasie pozbawienia wolności albo względem którego wydano postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania, nie wykonuje praw i obowiązków wynikających z niniejszej ustawy".
Autorzy jasno piszą też, że zmiana, którą proponują, ma dotyczyć osoby, wobec której postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztu wydano przed dniem wejścia ustawy w życie.
Ponieważ pierwotnie art. 5a dotyczył jednej osoby, Andrzeja Pęczaka, po uzupełnieniu jego treść będzie upamiętniała nie tylko pierwszego w III RP aresztowanego posła, ale też pierwszego w III RP posła ściganego listem gończym, ale nieskutecznie.
Kiedy ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora powstawała, dopisywania do niej tak uzasadnionych przepisów nikt nie przewidywał.
Po latach stosowania i popisów kryminalnej inwencji posłów można jednak oczekiwać, że zawarta w art. 5a ustawy kronika kryminalna współczesnego polskiego parlamentaryzmu wciąż nie jest jeszcze zamknięta.