Nie widać końca problemów na budowie autostrady A2, z którego prawie rok temu wycofali się Chińczycy z firmy Covec. Po deszczu ziemia osuwa się z nasypów. Tak dzieje się m.in. w pobliżu wiaduktów na odcinku pomiędzy Łyszkowicami a Nieborowem.
Wyrwy w ziemi są tak duże, że do środka swobodnie weszłoby kilka osób. Największa, jaką widziała reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka, znajduje się obok wiaduktu w Dzierzgówku. Jej szerokość to jakieś trzy, cztery metry. Tyle samo ma głębokości i siedem metrów długości. W środku widać warstwy podbudowy autostrady. Z kolei w innym miejscu wyrwy w ziemi odsłaniają słupy ekranów dźwiękochłonnych, które powinny znajdować się w ziemi.
Mieszkańcy pobliskich domów, są przekonani, że budowa autostrady to fuszerka. Deszcz poleciał i wszystko spływa - powiedział reporterce RMF FM mieszkaniec wsi Polesie, który z domu ma widok na budowę autostrady. Tutaj to jeszcze małe są wyrwy - na Dzierzgówku to trzeba przyczepy piachu ładować na te burty - dodał. Z kolei mężczyzna, który mieszka po sąsiedzku stwierdził: Niemcy to dopiero budują autostrady. Tam musi być odpowiedni podkład, dopiero można mówić o autostradzie. Tutaj to wszystko jest fikcja. Po roku, gwarantuję pani, to wszystko idzie do remontu - opowiada.
Po drugiej stronie budowanej autostrady mieszkańcy też nie oceniają dobrze prowadzonych prac. Ten wiadukt i autostradę na górze budują na bagnie. Oczywiście, że to może siadać, bo już teraz widać, jakie mają problemy z wodą na budowie. Sfuszerowane. To powinno być wyłożone kostką tak, jak to zrobili, co widziałem, jak się na Nieborów jedzie. A tu to widzę, że słabo idzie to wszystko. - mówi jeden z miejscowych. Natomiast straszy pan uważa, że prace idą dobrze, ale również zauważył wyrwy w nasypach i osunięcia ziemi. Woda wymyła wszystko - twierdzi. Widocznie tam, pod spodem musi być glina. Glina osiadła i to spłynęło - podkreśla.
Pomiędzy wsiami Polesie i Dzierzgówek nie ma nasypu, który nie miałby poprzecznych pęknięć i śladów działania wody.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Rozjeżdżające się nasypy to kolejny dowód na to, że przejezdności A2 na Euro 2012 nie będzie - ocenia Wojciech Malusi, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.Według niego kilkumetrowe dziury to na pewno powód do niepokoju. Mogą one świadczyć o złym systemie odprowadzania wody. Na szczęście zdaniem eksperta nie ma zagrożenia dla konstrukcji nośnej autostrady. Źle się dzieje, ta ziemia znika z nasypów. Trzeba to naprawić, a to wymaga czasu - stwierdził Malusi w rozmowie z reporterem RMF FM Piotrem Glinkowskim.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad uspokaja i zapewnia, że panuje nad sytuacją. Uszkodzenia to wynik ulew, a poza tym nasypy nie są jeszcze skończone. Brakuje m.in. ostatecznej warstwy ziemi, ukorzenionej trawy i co najważniejsze, drenażu.
Chiński COVEC miał wybudować dwa odcinki autostrady A2 między Strykowem a Konotopą: A - o długości 29,2 km za 754,5 mln zł oraz odcinek C - o długości 20 km za 534,5 mln zł. 13 czerwca Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad odstąpiła od kontraktu z chińskim konsorcjum COVEC na obu odcinkach A2. Powodem zerwania umów były zaległości płatnicze wobec podwykonawców oraz żądania renegocjacji kontraktu. Po Chińczykach pracę na A2 przejęły Dolnośląskie Surowce Skalne. Wkrótce również ta firma popadła w kłopoty finansowe. Najpierw zalegała z wypłatą wynagrodzeń dla podwykonawców, by w końcu zbankrutować. Jej obowiązki w marcu 2012 roku przejęła firma Bogl & Krysl.