Szpital wojewódzki w Tychach, który jest jednym z największych w regionie, zostanie tymczasowo zamknięty. Placówka będzie nieczynna od 19 do 31 maja. To skutki ogromnego, około 60-milionowego zadłużenia. Od 1 czerwca placówkę ma przejąć nowa spółka, ale już z czystym kontem, bez zadłużenia.
Władze województwa tłumaczą, że szpital trzeba czasowo zamknąć, by przeprowadzić swego rodzaju inwentaryzację. To konieczne, by szpital mógł zostać przejęty przez nową spółkę. Ma to być ratunek dla zadłużonej placówki, która nie jest w stanie wypłacić pracownikom zaległych pensji. Konta zajął bowiem komornik. Niewykluczone też, że w tym czasie kontrolę w szpitalu przeprowadzi Narodowy Fundusz Zdrowia.
Korytarze szpitala są już prawie puste - z 700 łóżek zajętych jest już tylko 150. Ci, którzy mogą pójść do domu, są wypisywani. Około 10 osób trzeba przewieźć do innych placówek.
Pacjenci, którzy będą potrzebowali pomocy po 19 maja, otrzymają ją w 24-godzinnym ambulatorium - tłumaczy dyrektor szpitala Jarosław Madowicz. Problem jednak w tym, że w ambulatorium do niektórych lekarzy już teraz czeka się w kolejkach po kilka godzin.
Od soboty przez dwa tygodnie w Tychach będzie działał tylko szpital miejski. Dyrektor tej placówki podkreśla, że mnie będzie mógł pomóc wszystkim pacjentom, bo w jego szpitalu nie ma porodówki ani urazówki. Na pomoc tam mogą liczyć tylko dzieci, osoby z problemami kardiologicznymi i internistycznymi, bo tylko takie 3 oddziały działają w szpitalu miejskim.
Nie mamy niestety możliwości zabezpieczenia pacjentów po wypadkach, pacjenci neurologiczni są standardowo załatwiani w szpitalu wojewódzkim. To samo jeżeli chodzi o kobiety ciężarne, jeżeli chodzi o chirurgię, tutaj nasze możliwości sprowadzają się do postawienia diagnozy i przekazania pacjenta do oddziału, który dysponuje odpowiednim zapleczem - wyjaśnia dyrektor szpitala Marek Krawczyk.
Dodaje, że pediatria już od lutego działa na zwiększonych obrotach, bo zamknięto wówczas oddział dziecięcy w szpitalu wojewódzkim. Trzeba było przyjąć wszystkich, którzy się zgłaszali, natomiast oddział niestety nie jest z gumy, było to też dosyć sporym wyzwaniem i obawiam się, że tutaj ta sytuacja może się powtórzyć jeżeli chodzi o oddział kardiologiczny i internistyczny - mówi Krawczyk. Dyrektor podkreśla również, że nie dostał na piśmie żadnych ustaleń dotyczących działań po 19 maja. Są tylko ustne zapewnienia, że szpital miejski nie zostanie sam na placu boju.
Co najmniej dziesięć szpitali w województwie śląskim przejmie opiekę nad pacjentami z Tychów w czasie, kiedy szpital wojewódzki będzie zamknięty. Wicemarszałek województwa Mariusz Kleszczewski polecił stworzyć bazę wolnych łóżek w szpitalach, którą będzie dysponowało Centrum Zarządzania Kryzysowego wojewody i Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe. Codziennie będą przekazywane raporty, w którym dniu, który szpital, jakimi łóżkami dysponuje, żebyśmy mogli tam od razu pokierować pacjenta - powiedział samorządowiec w rozmowie z reporterką RMF FM Anną Kropaczek.
Zapewnienia marszałka nie uspokajają jednak mieszkańców Tychów. Oni chcą się leczyć w swoim mieście.Najbliższe szpitale to Mikołów, Chorzów, Katowice. Uważam, że to jest chore. Ten szpital tyle lat tutaj funkcjonował. To nie do pomyślenia po prostu - mówią oburzeni mieszkańcy.
Tyski oddział ginekologiczno-położniczy jest znany w całym regionie. To tu panie jako pierwsze mogły rodzić w wodzie lub na specjalnym kole. Teraz przez blisko dwa tygodnie pacjentki będą musiały szukać innego oddziału. Najbliższe znajdują się w Mikołowie, Pszczynie, Mysłowicach i Katowicach.
Ordynator tyskiego oddziału położniczego prof. Ryszard Poręba chce, żeby w ambulatorium przez całą dobę dyżurował ginekolog. On dokona oceny i zdecyduje, do jakiego szpitala odesłać pacjentki. Oby nie było tak, że musiałby w tym momencie poród odbierać - powiedział lekarz w rozmowie z reporterką RMF FM Anną Kropaczek.
Od czerwca tyski szpital będzie spółką, czyli Niepublicznym Zakładem Opieki Zdrowotnej. Pacjenci zastanawiają się, czy w związku z tym będą musieli płacić za leczenie w tej placówce. Prezes spółki Megrez, która ma przejąć szpital, zapewnia, że leczenie będzie finansowane z pieniędzy publicznych. Głównie chcemy bazować na przychodach z Narodowego Funduszu Zdrowia - wyjaśnia w rozmowie z reporterką RMF FM Anną Kropaczek. Dodaje także, że w szpitalu mają być takie same oddziały, jak dotychczas.
Spółka Megrez nie ma jeszcze kontraktu na leczenie w tyskim szpitalu. Decyzję NFZ-u w tej sprawie poznamy najpóźniej w przyszłym tygodniu.
Dług tyskiej placówki pozostanie w przyszpitalnych poradniach. Spółka Megrez przejmuje bowiem tylko szpital, w którym zadłużenie rosło z miesiąca na miesiąc i trzeba było ten proces zatrzymać. Przychodnie nie generują strat, więc, jak tłumaczy dyrektor szpitala, dług już nie urośnie. Nie zmienia to faktu, że trzeba będzie go spłacić.
Jeszcze nie wiadomo, jak zostaną rozwiązane problemy finansowe tyskiej placówki. Jak dowiedziała się reporterka RMF FM Anna Kropaczek, dyrekcja szpitala ma negocjować z wierzycielami, a marszałek województwa będzie w miarę możliwości pomagał finansowo poradniom.