Zamiast sprawdzać bezpieczeństwo na kolei, robimy wizerunkowe kontrole toalet w wagonach! Tak skarżą się pracownicy Urzędu Transportu Kolejowego w piśmie do Najwyższej Izby Kontroli. To właśnie UTK powinien dbać o bezpieczeństwo na torach. Problem w tym, że nie ma nawet szefa.
Pismo - jak ustalił nasz dziennikarz Paweł Świąder - wpłynęło do Najwyższej Izby Kontroli. Zarzuty są poważne i na pewno przy najbliższej okazji zostaną sprawdzone - usłyszał NIK.
Przeczytaj pismo pracowników UTK skierowane do NIK
Pracownicy UTK skarżą się, że w urzędzie zatrudniane są niekompetentne osoby, a oni sami zamiast skupić się na bezpieczeństwie, są zmuszani do kontroli czystości w pociągach, za które de facto powinni podpowiadać przewoźnicy. Według byłego ministra transportu Jerzego Polaczka, UTK nie tylko nie ma szefa, ale od pół roku jest tam wakat na stanowisku dyrektora departamentu bezpieczeństwa ruchu kolejowego.
W tym urzędzie pogłębia się stan chaosu. W centrali nie ma siedmiu szefów oddziałów terenowych. Nawet gdyby chcieć wyciągnąć odpowiedzialność, nie ma kogo odwołać - stwierdza Polaczek.
Brak odpowiedniej kadry to lekceważenie problemów bezpieczeństwa przez Ministerstwo Transportu - zaznacza.
Skarga pracowników UTK nabiera dodatkowego znaczenia po sobotniej katastrofie pod Szczekocinami.
Wczoraj nasz dziennikarz rozmawiał z ekspertami, którzy wprost przyznali, że Urząd Transportu Kolejowego jest niewydolny, niedofinansowany, a na dodatek źle zorganizowany.
Zaznaczali, że budżet UTK, w porównaniu do innych regulatorów - na przykład Urzędu Komunikacji Elektronicznej czy Urzędu Regulacji Energetyki - jest mizerny. UTK to 18 mln złotych, UKE i URE - na poziomie 50-80 milionów złotych.