Awaria zwrotnicy nie miała wpływu na decyzję o postawieniu dyżurnemu ruchu ze Starzyn zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej. Jak podkreślają śledczy, system kolejowy zauważył usterkę już 17 minut przed wypadkiem. Nie wiadomo jednak, dlaczego dyżurny nie wykorzystał systemu ręcznego. Mężczyzna wciąż nie może być przesłuchany.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Awaria zwrotnicy - jak podkreślają śledczy - nie miała bezpośredniego wpływu na katastrofę. Przede wszystkim została ujawniona w systemie kolejowym już 17 minut przed katastrofą - zanim pociąg przejechał przez nastawnię w Starzynach.
Jak mówi prokurator Romuald Basiński, to nie z powodu usterki zwrotnicy pociąg wjechał na niewłaściwy tor. Awaria wymusiła tylko niestandardowe działanie dyżurnego ruchu - działanie, podczas którego mężczyzna popełnił błąd. Były oględziny z udziałem eksperta. Dwukrotne. Wiedza, którą prokurator posiadł, nie zmieniła kształtu zarzutów - zaznacza Basiński.
Pozostaje pytanie, czy dyżurny ruchu zignorował awarię i nie sprawdził naocznie, na który tor wjeżdża pociąg, czy popełnił błąd podczas procedury wyprawiania składu na tzw. sygnale zastępczym. Powinien bowiem ustalić z dyżurnym w kolejnym punkcie w Sprowie, że tor, po którym wyprawia pociąg, jest wolny. Tu kluczowe są rozmowy przez radio obu dyżurnych. Mamy je zabezpieczone. Prokuratorzy dokonali już odsłuchania tych zapisów - zaznacza prokurator Basiński.
Również prokurator Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury podkreśla, że decyzję o postawieniu zarzutu dyżurnemu ruchu poprzedziło zapoznanie się ze stanem technicznym zwrotnicy na posterunku w Starzynach. Zwrotnica posiada dwa mechanizmy uruchamiania - automatyczny i ręczny. System ręczny był sprawny, ale nic nie świadczy o tym, że dyżurny ruchu go wykorzystał - mówi Ozimek. Jak dodaje, awaria sygnalizacji na posterunku Sprowa nie miała wpływu na decyzję o postawieniu zarzutu dyżurnemu.
Śledczy nie dysponują jeszcze danymi z rejestratorów lokomotyw - nie posiadają więc wiedzy o prędkości pociągów i ewentualnym hamowaniu.
Na razie ustalenie, dlaczego dyżurny ruchu ze Starzyn popełnił błąd, może być trudne, bo mężczyzna wciąż nie może być przesłuchany. Nie pozwalają na to biegli psychiatrzy. Dyżurny przebywa obecnie w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku.
Jesteśmy w stałym kontakcie z biegłymi. Oni cały czas mają możliwość badania, oceny stanu zdrowia podejrzanego. W momencie, kiedy ten stan zdrowia ulegnie poprawie na tyle, że będą możliwe czynności, biegli poinformują o tym prokuraturę. Na razie, w ocenie biegłych, stan psychiczny podejrzanego uniemożliwia jego przesłuchanie - podkreśla prokurator Basiński.
Dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Kielcach Adam Młodawski potwierdził w rozmowie z RMF FM, że w dokumentach jest zapis o awarii zwrotnicy i semafora na torze, gdzie w sobotę doszło do wypadku.
Jak podkreślał, zwrotnice i rozjazdy sprawdzane są codziennie. Pracownik ma obowiązek poddać je oględzinom, to znaczy pójść na miejsce i sprawdzić, czy na przykład nic nie blokuje mechanizmu. Jeśli cokolwiek nie działa, postępuje według instrukcji. Jeżeli nie udaje się przełożyć w sposób elektryczny, przekłada ręcznie, bo taki sposób też jest. Dopiero po spełnieniu tych warunków, może wyprawić pociąg - podkreśla Młodawski.
Poza tym urządzenia są serwisowane w terminach określonych przez instrukcję. Pewne jest, że w tej chwili są sprawne - prowadzony jest tam już ruch.