"Policja działała - w mojej ocenie - skutecznie, reagowała szybko i bez zbędnej brutalności. (...) Uważam, że (...) jak znam z autopsji, jako od dziesięcioleci wierny kibic piłkarski, rzadko zdarza się mecz o takim ładunku emocji, w takich okolicznościach i muszę powiedzieć, że skala zdarzeń była stosunkowo niewielka" - tak premier komentuje wczorajsze wydarzenia przed i po meczu Polska-Rosja.
Naprawdę nie doszło do jakiejś historycznej bitwy polsko-rosyjskiej, tylko kilkuset durniów z jednej i drugiej strony usiłowało udowodnić, że są ważniejsi od zwykłych ludzi, mistrzostw Europy. Tym damy nauczkę, czy to byli Polacy, czy Rosjanie, czy ktokolwiek inny - zadeklarował szef rządu.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Nic nie tłumaczy tych, którzy atakują gości; policja miała jedno główne zadanie - nie dopuścić do jakiejś większej fali zajść. My jako gospodarze rzeczywiście powinniśmy się czuć przede wszystkim odpowiedzialni za bezpieczeństwo i komfort wszystkich gości, niezależnie od tego, z jakiego kraju przyjeżdżają - podkreślił premier. Zdaniem szefa rządu polskie służby miały informację, że istniało ryzyko wbiegnięcia Rosjan na murawę Stadionu Narodowego.
Służby sygnalizowały, że istniało poważne ryzyko wbiegnięcia kibiców rosyjskich na murawę po meczu Polska-Rosja. Stąd obecność policji na stadionie - wyjaśnił Tusk. Wiem, że nie wszyscy są z tego tytułu zadowoleni; UEFA ma tutaj odmienny punkt widzenia, ale to my jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo ludzi w naszym kraju, dlatego podjęliśmy tę decyzję - powiedział premier. Według niego, do godz. 2 w nocy z wtorku na środę wspólnie z Rządowym Centrum Bezpieczeństwa i ministrem spraw wewnętrznych monitorował sytuację w Warszawie. Jak dodał, w nocy nie doszło do "dramatycznych zdarzeń".
Dopiero kiedy na ulicach Warszawy rozgorzała bitwa pseudokibiców z policją, zapadła decyzja o ściągnięciu posiłków z Bydgoszczy, Łodzi i Krakowa.To nieoficjalne informacje, do których dotarł reporter śledczy RMF FM. Z każdego miasta przyjechało po dwustu policjantów.Policyjne Centrum Dowodzenia w Legionowie wiedziało o zbierających się bojówkach kibiców już dwie doby przed meczem Polska- Rosja. Choć informacja o zagrożeniu dotarła do służb 48 godzin przed spotkaniem, posiłki zdecydowano się wezwać dopiero po poważnych atakach pseudokibiców w dniu meczu.
Do pierwszej bójki chuliganów doszło wczoraj około godz. 11.40. Policjanci odnotowali pierwszy incydent: kilku rosyjskich chuliganów zaatakowało jednego z Polaków. Później pojawiało się jeszcze kilka przybierających na sile ataków polskich kiboli na policję.
Według raportu, który powstał w Centrum Dowodzenia Policji atakować miały grupy od dwudziestu do kilkuset chuliganów. Rozkaz dla oddziałów prewencji aby zatrzymywały najbardziej agresywne osoby, padł dopiero po godzinie 17.00.
Funkcjonariusze wiedzieli, że do Warszawy chcą przyjechać pseudokibice z Białegostoku, Śląska, Łodzi, Pomorza i Krakowa. Kibole podzielili się jednak na mniejsze grupy i tym samym zmylili policjantów. Funkcjonariusze spodziewali się zmasowanego ataku w jednym miejscu. Z raportu centrum wynika też że decyzja o wzmocnieniu ochrony ambasady Rosji w Warszawie zapadła dopiero około godz. 22.00.
Po wczorajszych zadymach zatrzymano ponad 180 pseudokibiców. Według policji nadal trwają jednak zatrzymania. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada pierwsze osoby już usłyszały zarzuty. Chodzi przede wszystkim o udział w bójce, napaść na policjantów oraz niszczenie mienia. Jeśli tylko pozwoli na to zebrany materiał dowodowy, postępowania sądowe wobec chuliganów będą prowadzone w trybie przyśpieszonym. W praktyce oznacza to natychmiastowe wyroki po przewiezieniu do sądu.