To pytanie nurtuje umysł każdego fana futbolu nad Wisłą: kto stanie w polskiej bramce w decydującym o awansie meczu z Czechami? Wojciech Szczęsny, który w spotkaniu z Rosją nie wystąpił przez czerwoną kartkę, czy Przemysław Tytoń, który wybronił karnego w meczu z Grecją, a później świetnie spisywał się w starciu z Rosją? Trener Franciszek Smuda twardo stwierdził na konferencji prasowej, że "numerem jeden w kadrze jest Szczęsny i w tym temacie nie ma dyskusji". Po chwili jednak dodał: "Jest szansa, że wróci do bramki na mecz z Czechami". Szansa. A więc może jest też dyskusja?
Sytuacja, która zaistniała podczas Euro 2012, jest jednak zupełnie wyjątkowa. Oto najbardziej "wyluzowany" człowiek w drużynie, wydawałoby się: jej najmocniejszy punkt w strefie obronnej - Wojciech Szczęsny - rozgrywa bardzo słaby mecz otwarcia. Nie ma co ukrywać, że częściowo ponosi winę za utratę bramki, która daje remis Grekom. Później Szczęsny fauluje, powoduje rzut karny, a za faul wylatuje z boiska. I to są fakty. Szanse na to, że wchodzący na boisko Tytoń obroni "jedenastkę", są minimalne. Nie mógł na to liczyć Szczęsny, faulując Greka, dlatego bezsensowne wydają się opinie, że de facto uratował Polakom remis, bo gdyby nie sfaulował, to Grek strzeliłby gola i w meczu otwarcia mielibyśmy porażkę. Równie dobrze można było brać pod uwagę sytuację, w której Szczęsny nie fauluje Greka, a ten - poślizgnąwszy się na murawie - strzela ponad bramką. Zresztą emocjonalna reakcja Szczęsnego, który w szatni ogląda, jak Tytoń broni "jedenastkę", mówi sama za siebie. Młodemu bramkarzowi spada wtedy z serca bardzo ciężki kamień.
Tytoń jeszcze przed turniejem zapowiadał, że nigdy nie zrezygnuje z walki o pozycję numer jeden w kadrze. Zapowiadał, że na treningach będzie próbował udowodnić, że miejsce między słupkami po prostu mu się należy. Okoliczności sprawiły, że wszedł na boisko w niezwykle trudnym momencie i zrobił coś, czego niewielu od niego oczekiwało. Pamiętajmy, to był raczej moment, w którym większość czekała bez nadziei na to, aż Karagounis wykorzysta rzut karny i mecz skończy się porażką. Eksplozja radości była ogromna.
UEFA zdecydowała, że Szczęsny za karę nie zagra w jednym meczu - z Rosją. W podstawowym składzie wyszedł więc Tytoń. I rozegrał znakomite spotkanie. Pewnie łapał piłki, dobrze grał na przedpolu, dobrze rozumiał się z kolegami z obrony. Jedna z sytuacji w meczu z Rosją bardzo przypominała akcję Greków, po której padła bramka. Wtedy Wasilewski i Szczęsny minęli się z piłką, a Salpingidis wepchnął ją do siatki. Tym razem pewnie wychwycił ją Tytoń. Na pochwały w meczu z Rosją zasługuje cała defensywa, ale przecież bramkarz jest jej ostatnią, najważniejszą częścią. I Tytoń po raz kolejny zdał egzamin.Dlatego zapewnienia Smudy, że bramkarzem numer 1 jest Szczęsny, z jednej strony są prawdą, ale z drugiej nie chce mi się wierzyć, że cała ta sytuacja nie stanowi wyzwania dla sztabu szkoleniowego. Na otwartym treningu po meczu z Grekami, kiedy trener bramkarzy Jacek Kazimierski sprawdzał formę Szczęsnego, Tytonia i Sandomierskiego, okrzyki widzów pod adresem Tytonia były równie głośne, co te kierowane do Szczęsnego. Trenerzy muszą się zastanawiać, w jakiej kondycji psychicznej rozpocząłby mecz z Czechami Szczęsny, a w jakiej Tytoń. Ten pierwszy grałby pod ogromną presją - ma już za sobą błąd, faul i czerwoną kartkę. Doskonale zdawałby sobie sprawę, że ten mecz musi być w jego wykonaniu bezbłędny. A przecież będzie to mecz o awans do ćwierćfinału. Z kolei Tytoń cały ciężar presji zdjął z siebie, broniąc "jedenastkę" Karagounisa. Widać to było w starciu z Rosją, kiedy imponował spokojem i dojrzałością. Jeśli teraz Smuda wróci do Szczęsnego, Tytoń będzie miał prawo zapytać: "Dlaczego? Co zrobiłem źle?"
Z drugiej strony takie jest prawo trenera. Dla przykładu: gdyby w pierwszym meczu Hiszpanii czerwoną kartkę zobaczył Iker Casillas, to niezależnie od tego, jak świetnie spisywałby się jego zmiennik, pierwszy bramkarz wróciłby do składu od razu po zakończeniu kary.