Radosław Sikorski nie apelował w Berlinie o to, by Niemcy były silniejsze, lecz o to, by były liderem reform z korzyścią dla wszystkich, nawet za cenę zacieśnienia integracji - komentuje poniedziałkowe wystąpienie szefa polskiej dyplomacji ośrodek analityczny Stratfor. I podkreśla: Polska niewątpliwie byłaby jednym z pierwszych państw wyczulonych na wszelkie objawy ekspansji Berlina, ponieważ przez większość swej historii przeciwstawiała się ekspansjonistycznym ambicjom sąsiadów.
Stratfor zauważa, że europejskie negocjacje antykryzysowe są złożone, a nawet wielowymiarowe - analitycy ośrodka wskazują z jednej strony na determinację Berlina, a z drugiej na jego zakulisowe wątpliwości: Mimo że Niemcy przygotowują się do przedstawienia w najbliższym tygodniu najnowszych planów skonsolidowania i uratowania strefy euro, to ich zaangażowanie na rzecz tego celu budzi wątpliwości i tej ich determinacji przeciwstawia się pośrednia groźba wyjścia z eurostrefy.
Analitycy ośrodka sądzą, że punkt widzenia Sikorskiego - który mówił, że "mniej obawia się niemieckiej siły, niż zaczyna się bać niemieckiej bezczynności" - podzielają inne państwa, między innymi Wielka Brytania i Rosja, a więc "państwa, po których można by się spodziewać, że ich polityczną preferencją jest Europa rozczłonkowana". Tym razem jednak Londyn i Moskwa nalegają na Niemców, by zrobiły, co w ich mocy, i pomogły pogrążonym w trudnościach państwom eurostrefy, mimo że taki krok może oznaczać zacieśnienie europejskiej integracji, zwłaszcza państw wokół Niemiec.
Zdaniem ośrodka, Wielka Brytania i Rosja są w grupie tych, którzy rozumieją, że gdyby strefa euro miała się rozpaść, to wywołałoby to panikę o wiele większą niż bankructwo amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers w 2008 roku.