To był wielki dzień na Stadionie Narodowym. Po miesiącach poprawiania błędów i niedoróbek najważniejsza polska arena Euro 2012 gościła swoją pierwszą imprezę sportową - i to od razu dużego kalibru: na Narodowym w towarzyskim meczu zmierzyły się reprezentacje Polski i Portugalii. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. "Z niecierpliwością czekamy na mecz na nowym, pięknym stadionie, przy komplecie publiczności. To będzie wielkie przeżycie" - mówił we wtorek trener polskiej kadry Franciszek Smuda. A nie zawsze było różowo…

REKLAMA

Kłopoty ze Stadionem Narodowym ciągnęły się od wielu miesięcy. Obiekt miał być gotowy już w czerwcu ubiegłego roku, ale termin oddania stadionu do użytku kilkukrotnie przekładano. Najpoważniejszym problemem okazał się wadliwy montaż schodów kaskadowych, przez który zablokowane zostały prace również na innych odcinkach. Z kolei przez źle wypełnione szczeliny między trybunami do środka wdzierała się woda. Zalana została m.in loża prezydencka i serwerownie. Poza tym przeciekające trybuny uniemożliwiły prowadzenie prac wykończeniowych wewnątrz stadionu i oddawanie pomieszczeń podwykonawcom.

Efekt: na stadionie nie odbył się towarzyski mecz Polska - Niemcy, który przeniesiono do Gdańska.

Po kilku miesiącach, kiedy wydawało się już, że koniec kłopotów jest bliski, pojawiły się problemy z płytą główną obiektu, która w trakcie budowy została przeprojektowana i na kilka dni przed wielkim inauguracyjnym koncertem wciąż nie była gotowa. Negatywną opinię w sprawie organizacji imprezy wydała wtedy straż pożarna, przez co swojej zgody nie dał również stołeczny ratusz. Ostatecznie imprezę zorganizowano w planowanym terminie, ale zgoda na nią pojawiła się dopiero na kilkadziesiąt godzin przed "godziną zero".

Zobacz również:
Kilka dni później okazało się natomiast, że oficjalnie otwarty stadion wcale nie musi być gotowy do użytku. Do ostatniej chwili trwało zamieszanie z rozegraniem na Narodowym meczu o Superpuchar Polski między stołeczną Legią a Wisłą Kraków. Poważne zastrzeżenia do bezpieczeństwa na obiekcie miała policja - m.in. fatalnie wypadł test policyjnego systemu komunikacji radiowej. Poza tym niemal do ostatniej chwili na stadionie montowano murawę. Ostatecznie Ekstraklasa SA zdecydowała, że mecz się nie odbędzie.

Kłopoty z areną zirytowały prezesa PZPN Grzegorza Lato, który odgrażał się, że mecz Polska - Portugalia w każdej chwili może zostać przeniesiony do Wrocławia. Prowadził już nawet rozmowy w tej sprawie z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem, a władze Wrocławia potwierdzały, że miasto byłoby gotowe do przyjęcia spotkania. Sęk w tym, że przed Euro 2012 Stadion Narodowy musi przejść test międzynarodowy - tego wymaga od nas UEFA. Federacja zapowiedziała zresztą, że będzie naciskać na przeprowadzenie jeszcze jednej sportowej imprezy na obiekcie.

Ostatecznie zgoda na rozegranie meczu z Portugalią na Narodowym pojawiła się dopiero… 21 lutego, a więc na osiem dni przed planowanym terminem spotkania. Dzień wcześniej na stadionie kolejny raz przeprowadzono testy łączności - tym razem wypadły pozytywnie, więc policja wycofała swoje zastrzeżenia.

Problem w tym, że to nie Narodowe Centrum Sportu poprawiło system łączności na Narodowym, tylko policja wstawiła tymczasowo własne urządzenia. Natomiast instalacja wszystkich systemów, które pozwolą bezpiecznie korzystać ze stadionu, ma zakończyć się do połowy maja.

Dymisja i gigantyczna premia szefa NCS-u

Zobacz również:
Opóźnione o wiele miesięcy otwarcie Stadionu Narodowego doprowadziło do dymisji szefa Narodowego Centrum Sportu Rafała Kaplera. Dymisja nie była jednak równoznaczna z pozbawieniem go gigantycznej premii, która ma sięgnąć 570 tysięcy złotych. Dodatkowe wynagrodzenie gwarantuje Kaplerowi kontrakt, a ten uzależnia wypłatę pieniędzy od spełnienia dwóch warunków: oddania Stadionu Narodowego do użytku i sprawnego zorganizowania na nim meczów Euro 2012. Nie ma mowy chociażby o terminowym oddaniu obiektu do użytku.

Kwestia gigantycznej premii dla byłego już szefa NCS-u wywołała burzę. Pod presją opinii publicznej minister sportu Joanna Mucha zdecydowała się na ujawnienie kontraktów Kaplera i jego zastępców. W umowie tego pierwszego zapisano, że jego podstawowe wynagrodzenie wynosi 39 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Wysokość premii określał paragraf 9. - premia ma stanowić równowartość 19 pensji. Trzy piąte tej sumy miało zostać wypłacone w terminie 14 dni od uzyskania pozwolenia na użytkowanie Stadionu Narodowego, pozostałe dwie piąte miało trafić do Kaplera w ciągu dwóch tygodni od zakończenia Euro 2012.

Kolejny punkt kontraktu mówił zaś, że w przypadku wygaśnięcia mandatu Dyrektora Generalnego jako członka Zarządu z jakiejkolwiek przyczyny przed zakończeniem rozgrywek turnieju Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej UEFA EURO 2012 wynagrodzenie wypłaca się w wysokości 1/48 za każdy pełny miesiąc sprawowania funkcji począwszy od stycznia 2009 r.

Minister Mucha, powołując się na analizy prawne z dwóch niezależnych kancelarii i z Prokuratorii Generalnej, wystąpiła do Rady Nadzorczej NCS-u o niewypłacanie byłemu szefowi Centrum dodatkowego wynagrodzenia. Mówiła przy tym o wewnętrznych sprzecznościach w kontrakcie Kaplera, które miałyby na taki krok pozwolić. Nie wykluczyła też, że skieruje on sprawę do sądu. Problem w tym, że w tym sporze państwo stoi na przegranej pozycji. Według mecenasa Mirosława Błacha, który na naszą prośbę przeanalizował umowę Kaplera, w kontrakcie na pewno nie ma sprzeczności, które uprawniałyby wstrzymanie wypłaty premii.

Smuda: Nogi mi się nie trzęsą

Zobacz również:
Czy dzisiejszy mecz na Stadionie Narodowym okaże się takim samym "sukcesem" jak budowa obiektu? Miejmy nadzieję, że nie. Kibiców najbardziej martwi kontuzja Roberta Lewandowskiego, który najprawdopodobniej nie wybiegnie na murawę. Pozostali kadrowicze są zdrowi i raczej w niezłej formie.

Zdaniem trenera polskiej reprezentacji Franciszka Smudy, warunkiem sukcesu będzie maksymalna koncentracja. Na wczorajszej konferencji prasowej selekcjoner przyznał, że Portugalia to znakomity rywal, a wraz ze współpracownikami długo analizował mecze przeciwników w eliminacjach Euro 2012. Grają bardzo szybko, trzeba być maksymalnie skupionym i uważnym, by nie nadziać się na jakąś kontrę - oceniał Smuda. Równocześnie jednak podkreślał, że przed żadnym przeciwnikiem "nogi mu się nie trzęsą".

Również druga strona przyznawała, że Polska nie będzie łatwym przeciwnikiem. Serwis "Sapo.pt" największe zagrożenie widział w tercecie z Borussii Dortmund, który tworzą Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski. Media wskazywały też na wysokie umiejętności polskich bramkarzy.