Gdyby nie szybka reakcja maszynisty pociągu Przewozów Regionalnych, mogło dojść do kolejnej kolejowej katastrofy. Jak dowiedział się reporter RMF FM Piotr Glinkowski, mężczyzna zatrzymał pociąg, bo zaniepokoiły go wskazania sygnalizacji. Do incydentu doszło wczoraj na stacji w Babach, gdzie w sierpniu 2011 roku wykoleił się pociąg. Zginęły wtedy dwie osoby, a 80 zostało rannych.
Według Leszka Miętka, lidera kolejarskich związkowców, wskazanie na semaforze nakazywało maszyniście jazdę na wprost z maksymalną dozwoloną prędkością. W rzeczywistości tor odbijał jednak w bok i maksymalna prędkość powinna wynosić 40 km/h. Maszynista pociągu Przewozów Regionalnych z Koluszek do Radomska zorientował się, że coś jest nie tak i natychmiast zatrzymał pociąg. Dzięki temu sprawił, że nie doszło do kolejnej kolejowej katastrofy - powiedział Miętek naszemu dziennikarzowi.
Polskie Linie Kolejowe nie potwierdzają tej wersji. Rzecznik spółki przyznaje jedynie, że błędne było wskazanie na semaforze i maszynista zachował się prawidłowo. Twierdzi także, że tor wcale nie odbijał na bok.
Incydentem zajmuje się już zakładowa komisja, która ma trzydzieści dni na wyjaśnienie, co dokładnie stało się na stacji w Babach. Związkowcy nie mają natomiast wątpliwości - winna jest wadliwa sygnalizacja. Problemy zaczęli zgłaszać już przed katastrofą z 2011 roku.