Po katastrofie kolejowej pod Szczekocinami koło Zawiercia prezydent Bronisław Komorowski zdecydował o wprowadzeniu dwudniowej żałoby narodowej. Flagi zostaną opuszczone do połowy masztów w poniedziałek i we wtorek. W wyniku zderzenia dwóch pociągów zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych. Stan ponad 30 z nich określany jest jako ciężki.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Bronisław Komorowski przyjechał w niedzielę na miejsce katastrofy kolejowej pod Szczekocinami koło Zawiercia. Skala zjawiska jest na tyle duża, że powinna to być żałoba ogólnopolska. Katastrofa wydarzyła się na styku trzech województw. W katastrofie ofiarami są mieszkańcy różnych rejonów Polski, a także obywatele innych krajów - mówił.
Przed południem prezydent odwiedził poszkodowanych, którzy przebywają w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu. Komorowski rozmawiał z kilkorgiem lżej rannych.
16 osób zginęło, a ponad 50 zostało rannych w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami koło Zawiercia. Do zwłok 15. i 16. osoby strażacy dotarli kilkanaście minut po godzinie 12. Zajęło to służbom najwięcej czasu, bo ciała leżały pod dwoma zniszczonymi, niestabilnymi wagonami.
Do katastrofy doszło w sobotę godzinie 20:57 na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa. W okolicach miejscowości Szczekociny koło Zawiercia zderzyły się czołowo pociągi: TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wschodnia - Kraków Główny. Pociągami podróżowało ponad 300 osób. Na razie nie wiadomo, co doprowadziło do katastrofy. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie.
Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami to najtragiczniejszy wypadek na torach w ostatnim dwudziestoleciu.
Największa w Polsce katastrofa kolejowa wydarzyła się w sierpniu 1980 roku w Otłoczynie koło Torunia - zginęło wtedy 67 osób, a 62 zostały ranne. Pociąg pasażerski zderzył się tam ze składem złożonym z pustych wagonów towarowych. Maszynista tego ostatniego z nieustalonych do dziś przyczyn ruszył na szlak w kierunku Torunia, zignorował sygnał "Stój!" na semaforze i wjechał na tor przeznaczony do jazdy w przeciwnym kierunku. Służby zabezpieczenia ruchu kolejowego, choć odkryły zagrożenie, z powodu braku łączności radiowej z maszynistami nie były w stanie zatrzymać pociągów.