"Pokój w Ukrainie jest możliwy w każdej chwili" - stwierdził Olaf Scholz. Choć kanclerz Niemiec ujawnił, że doradcy ds. bezpieczeństwa wielu krajów omawiają możliwości zakończenia wojny w Ukrainie, to i tak wszystko jest w rękach Władimira Putina. "Wystarczy, że Władimir Putin wstrzyma swoją barbarzyńską kampanię i wycofa wojska z Ukrainy" - podkreślił.
O możliwości zakończenia wojny w Ukrainie mówi się w zasadzie od pierwszych dni rosyjskiej inwazji. Dziś jesteśmy w trzecim roku konfliktu i w zasadzie nic w tej materii przez ten czas nie udało się zrobić. Nie jest to na rękę ani Rosjanom, ani Ukraińcom.
Ci pierwsi mają przewagę na froncie, chcą wykorzystać chwilową słabość Amerykanów, którzy ze względu na problemy w polityce wewnętrznej zakręcili kurek z pomocą wojskową dla Ukrainy. A Kijów? Kijów po prostu nie może sobie pozwolić na zamrożenie pola bitwy, bo to tylko wzmocni agresora i pozwoli mu skonsolidować władzę na okupowanych terenach.
Promyk nadziei, że coś się w tej sprawie zmieni, dały grudniowe doniesienia "New York Times". Gazeta pisała wówczas, powołując się na źródła bliskie Kremlowi i amerykańskich urzędników, że Władimir Putin kanałami dyplomatycznymi wyrażał gotowość do zawieszenia broni i rozpoczęcia negocjacji z Kijowem.
Zgodnie z tymi doniesieniami, prezydentowi Rosji nie zależałoby już na odsunięciu od władzy Wołodymyra Zełenskiego i obecnego rządu, który Moskwa w każdym komunikacie nazywa "reżimem kijowskim". Rozejm, który rosyjski przywódca byłby w stanie zaakceptować, zakłada co prawda trwanie suwerennej Ukrainy ze stolicą w Kijowie, ale oddaje pod kontrolę Rosji prawie 20 proc. terytorium naszego wschodniego sąsiada.
Kijów - co oczywiste - nie jest z tej propozycji zadowolony. Być może będzie musiał się tym jednak zadowolić, bo pod koniec roku może dojść do zmiany gospodarza najważniejszego budynku na świecie - Białego Domu.
W wyścigu o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych - jak przed czterema laty - staną Joe Biden i Donald Trump. Ten drugi niedawno mówił, że jak dojdzie do władzy, to zaprowadzi pokój w Ukrainie.
Pomysł na to jakiś ma - z jednej strony zagroziłby Ukrainie odcięciem dostaw z pomocą wojskową, z drugiej... zwiększyłby wsparcie dla sił ukraińskich. Po to, by zmusić Rosję do zajęcia krzesła przy stole negocjacyjnym.
Rozmowy na temat pokoju w Ukrainie ciągle się jednak toczą, o czym poinformował w rozmowie z "Märkische Allgemeine Zeitung" Olaf Scholz. Kanclerz Niemiec, cytowany przez portal The Moscow Times, ujawnił, że doradcy ds. bezpieczeństwa wielu krajów omawiają możliwości zakończenia wojny w Ukrainie.
Wiele krajów, w tym Ukraina, dyskutuje obecnie na szczeblu doradców ds. bezpieczeństwa, jak można by doprowadzić do procesu pokojowego - powiedział kanclerz Niemiec, podkreślając, że "pokój jest możliwy w każdej chwili". Wystarczy, że Władimir Putin wstrzyma swoją barbarzyńską kampanię i wycofa wojska z Ukrainy - podkreślił.
Szef niemieckiego rządu federalnego przypomniał, że już w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji na Ukrainę obie strony prowadziły negocjacje, ale Moskwa nie wykazała się wówczas poważnym podejściem do sprawy. Rozmowy zakończyły się niepowodzeniem, ponieważ Rosja wykorzystała je jedynie jako pretekst do przeniesienia swoich wojsk na wschód w celu przeprowadzenia dużej ofensywy - powiedział.
Zauważył jednocześnie, że po tym, jak światło dzienne ujrzały masakry cywilów w Buczy i Irpieniu, dokonane z rąk rosyjskich oprawców, "negocjacje pokojowe zostały pozbawione jakichkolwiek podstaw".
Według Olafa Scholza, niemieckie władze robią wszystko, aby zapobiec eskalacji konfliktu, czyli "wojny między Rosją a NATO". Z tego właśnie powodu Berlin stanowczo odmawia przekazania Kijowowi pocisków manewrujących Taurus.
Jednocześnie Niemcy wspierają Ukrainę uzbrojeniem i amunicją bardziej niż jakikolwiek inny kraj w Europie. Tylko na ten cel wydajemy ponad 28 miliardów euro - to więcej niż wiele innych krajów razem wziętych - zaznaczył.
Zapewniając, że Niemcy "będą wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne", dodał, że prezydent Rosji nie powinien liczyć na malejące z czasem wsparcie dla Kijowa.
Dziennikarze "Märkische Allgemeine Zeitung" zmusili kanclerza Niemiec, by nieco poszperał w pamięci. Zapytali go bowiem, kiedy ostatni raz rozmawiał z Władimirem Putinem.
Nasza ostatnia rozmowa telefoniczna odbyła się w grudniu 2022 roku - odparł Olaf Scholz. Wcześniej rozmawialiśmy częściej - dodał.
Szef niemieckiego rządu federalnego wspomniał też swoją ostatnią wizytę w Moskwie, do której doszło zaledwie kilka dni przed tym, jak wojska rosyjskie zaatakowały ukraińskie terytorium.
Obaj przywódcy zasiedli wówczas po obu stronach długiego na sześć metrów stołu na Kremlu, co potem stało się powodem do żartów w mediach społecznościowych. Na pytanie, dlaczego dzielił ich taki dystans, kanclerz Niemiec powiedział, że Władimir Putin "martwił się koronawirusem".