Są złe wiadomości z frontu w Ukrainie i lepsze perspektywy. Te ostatnie zależą jednak od woli i determinacji Zachodu. Jak udowadnia Instytut Badań nad Wojną (ISW) - Rosja nie tylko jest do pokonania w Ukrainie. Rosję można zmiażdżyć. Podstawowe warunki to polityczna mobilizacja w Europie oraz USA i - być może najważniejsze - uodpornienie się na rosyjską propagandę, która zaburza wszystkie procesy decyzyjne w największych stolicach pozostających partnerami Kijowa.
26 lutego 2024 roku szef polskiego MSZ wziął udział w spotkaniu Atlantic Council zatytułowanym "Trzy kroki do zwycięstwa". Radosław Sikorski powiedział wówczas w Waszyngtonie: Prowadziłem debatę w Radzie Bezpieczeństwa ONZ z rosyjskim ambasadorem. Próbował przekonać nas, że Rosji pokonać się nie da. Cóż, to nieprawda według mojej wiedzy. Wojna Krymska (między Rosją i Imperium Osmańskim sprzymierzonym z Wielką Brytanią, Francją i Królestwem Sardynii) nie została wygrana przez Rosjan. Wojna rosyjsko-japońska zakończyła się zwycięstwem Japonii. Już pod rządami Lenina Rosja próbowała zająć Polskę i została pokonana u wrót Warszawy. Chociaż nikt nie dawał szans mudżahedinom, sam jako reporter w Afganistanie na własne oczy widziałem też, jak 15 lutego 1989 roku ostatnie radzieckie czołgi wycofywały się z Kabulu.
Występujący jako główny mówca, Sikorski poruszył przed międzynarodową publicznością kluczową kwestię: panujące na Zachodzie i podsycane przez Kreml przekonanie, że Rosja jest zbyt potężna, zbyt zdeterminowana i posiada zbyt wielkie zasoby ludzkie i surowcowe, żeby ją pokonać. Polski minister postanowił rozprawić się z tym mitem. Teraz pora na właściwą reakcję Wolnego Świata.
Zachód jest gigantem, przy którym Rosja to karzeł. Łączny produkt krajowy brutto (PKB) krajów NATO, państw Unii Europejskiej i azjatyckich sojuszników przekracza 63 biliony dolarów. Rosyjskie PKB wynosi 1,9 biliona dolarów. Owszem, Moskwa może liczyć na sojuszników w Iranie i Korei Północnej, ale wsparcie materialne tych krajów chociaż cenne w konkretnym momencie wojennym, jest nieznaczące w szerszej perspektywie. Są oczywiście jeszcze Chiny - które na pewno partnerem Zachodu nie będą. Dobra wiadomość jest jednak taka, że Pekinowi nie spieszy się z jednoznacznym i zdecydowanym wsparciem dla działań Kremla. Instytut Badań nad Wojną nie ma wątpliwości - przyspieszenie w produkcji zbrojeniowej na Zachodzie to przegrana Rosji.
Kreml już zmobilizował gigantyczne zasoby, by móc prowadzić obecnie mozolną ofensywę wzdłuż Dniepru. Rosja, mając wszystkie atuty w swoich dłoniach, zdołała zająć zaledwie 18 proc. powierzchni Ukrainy. Zasobów Rosjanie mają oczywiście więcej, ludzkich i surowcowych. Władimir Putin rzuci na szalę siłę roboczą i materiały, ale możliwości Federacji Rosyjskiej nie są nieograniczone.
Po drugiej stronie mamy z kolei Zachód, który zainwestował w Ukrainę niewielką cząstkę posiadanych przez siebie zasobów. Analitycy ISW uważają, że luka w sprzęcie i finansowaniu, jaką muszą wypełnić kraje NATO, by pomóc Ukrainie w zwycięstwie, jest znacznie mniejsza niż ta, którą musi zasypać Kreml z własnych środków, by zrealizować swoje cele podboju.
Obecna sytuacja geopolityczna świadczy o tym, że Moskwie nie udało się zrealizować strategii, polegającej najpierw na "zamrożeniu" Europy przez wstrzymywanie dostaw surowców kopalnych, a później na stworzeniu podziałów w samym NATO. Sojusz i Europa nie okazały się tak kruche, jak sądził Władimir Putin. Ale Kreml ma jedną bardzo poważną przewagę nad resztą stawki - niezwykle rozbudowany i zaawansowany system dezinformacji i propagandy.
Rosja nie wygra w konwencjonalnym starciu z Zachodem, dlatego przyjęła inną strategię. Nie pozwala Zachodowi uwierzyć, że ten może wygrać. "Rosyjska strategia, która ma największe znaczenie, nie jest strategią wojenną Moskwy, ale kremlowską, która ma sprawić, byśmy (ludzie na Zachodzie) postrzegali świat tak, jak chcą w Rosji i podejmowali decyzje w ramach generowanej przez Kreml alternatywnej rzeczywistości" - pisze ISW.
Rosja jest przewrotna i opanowała swoje techniki do perfekcji. Nie kieruje swojego przekazu do naiwnych, a zręcznie łączy w ramach debaty publicznej odwołania do nastrojów społecznych, fakty i manipulacje wynikające z interesów Kremla. Ta strategia jest skierowana pośrednio lub bezpośrednio do osób podejmujących decyzje po każdej ze stron spektrum politycznego.
"Manipulacja percepcją to jedna z podstawowych zdolności Kremla, obecnie wykorzystywana z pełną siłą wobec zachodniej opinii publicznej jako jedyna strategia Kremla pozwalająca na zwycięstwo na Ukrainie" - twierdzą eksperci amerykańskiego ośrodka analitycznego i dodają, że takie narzędzia pozwalają Moskwie odnosić sukcesy nawet na wysokich szczeblach władzy w USA, gdzie Rosjanom udało się wpłynąć na procesy decyzyjne.
ISW powołuje się na przykład, który wszyscy dobrze pamiętamy. Zbliżenie Ukrainy z NATO zostało wykorzystane przez Władimira Putina do wygłoszenia twierdzeń o zagrożeniu strefy wpływów Rosji przez zachodnie wojska. Dzięki temu Putin przekonał dużą część zachodnich społeczeństw, że coś takiego jak "rosyjska strefa wpływów" istnieje realnie, obejmuje Ukrainę i że można ją zbrojnie najechać, by "walczyć o swoje".
Ale strategia Kremla - zdaniem ISW - jest jeszcze bardziej złożona. Rosjanie kierują naszą uwagę na dwa główne tory: po pierwsze - skłaniają nas do myślenia, że Ukraina nie może wygrać tej wojny i prędzej czy później będzie musiała skapitulować, a po drugie - że ryzyko związane z pomocą Ukrainie jest wyższe niż ryzyko porażki kraju zaatakowanego przez wojska Putina.
Moskwa przekonuje nas wszystkich, że jej dominacja w Ukrainie jest rzeczą nieuniknioną i że najlepiej zrobimy, jeżeli nie będziemy się mieszać w całą aferę. Co więcej, Kreml wykorzystuje zachodnie instynkty, nakazujące nam wypróbować każdą okazję do zażegnania konfliktu. Rosjanie korzystali z tej metody w Syrii, wykorzystują ją także w Ukrainie. Sygnalizując chęć rozmów pokojowych, Putin po prostu żąda od Zachodu wymuszenia kapitulacji Kijowa. Kluczową rosyjską zagrywką jest ta, w której udaje się przekonać Paryż, Berlin, Londyn czy Waszyngton, że nie mają żadnego wpływu na to, co może zrobić Rosja.
"Rosja nie ma wystarczającego potencjału militarnego, aby osiągnąć swoje maksymalne cele, jeśli wola Ukrainy do walki nie ustąpi przy wsparciu Zachodu" - pisze ISW. Co więcej, analitycy pokazują, że Kijów stał się dla Putina nieoczekiwanym problemem, bo potrafił w kluczowych momentach przeciwstawić się rosyjskim operacjom informacyjnym. Tak było w 2014 roku, gdy słabo wyposażeni Ukraińcy rzucili się do walk o Donbas, tak było w 2019 roku, gdy Kreml rozpętał kampanię, której celem było wymuszenie na Kijowie ustępstw i tak było wreszcie w 2022 roku, gdy Rosja zaczęła pełnowymiarową inwazję. ISW pisze wręcz o przeciwciałach, które Ukraińcy wykształcili w odpowiedzi na rosyjski wirus, którym Moskwa próbuje infekować ich od lat. Ukrainy już by nie było, gdyby nie determinacja jej obrońców, którzy za wszelką cenę nie chcą być częścią imperium Putina. Wbrew propagandzie kremlowskiej o rosyjskojęzycznej ludności w Ukrainie, która nie przepada za centralnym ośrodkiem władzy w Kijowie i wbrew kolportowanym twierdzeniom, że część złupionych przez żołnierzy Putina terytoriów "jest historycznie związana z Rosją".
Zachód bardzo powoli, ale jednak zaczyna rozumieć, że droga samoograniczeń jest drogą prowadzącą do katastrofy. Emmanuel Macron zasygnalizował już w ostatnich tygodniach, że w Europie nie ma powrotu do czasów sprzed wojny, nie ma miejsca na status quo i że Zachód staje przed ultymatywnym wyborem: przeciwstawić się zagrożeniu albo polec. Wiele wskazuje na to, że na najwyższych szczeblach władzy podjęto właściwe decyzje. W Europie i Azji powstają koalicje na rzecz dozbrajania Ukrainy. Francja buńczucznie zapowiada, że nie narzuca żadnych ograniczeń na swoje możliwości wojskowe w kontekście toczącej się wojny i że może wysłać własnych żołnierzy w ciągu miesiąca. Według źródeł Bloomberga, kategoryczne stanowisko Pałacu Elizejskiego spotkało się z niezadowoleniem w administracji USA.
Niespodziewanie dla wszystkich problemem stały się Stany Zjednoczone, które wycofują się z roli strażnika światowego bezpieczeństwa. Ich przywództwo jest niezbędne - tłumaczy ISW. I analitycy na pewno mają rację. Wyjaśniał to zresztą także Sikorski w czasie swojego wystąpienia w Atlantic Council. Poinformował wówczas: Narody Europy przygotowują się do zbudowania w średniej perspektywie czasowej środków odstraszających, które wraz z pomocą Ameryki będą w stanie powstrzymać Putina. Ale ten rok jest kluczowy. A w tym roku bez Ameryki sobie nie poradzimy.
Przewaga Zachodu nie jest jednak stanem trwałym - dodają analitycy. Niepowodzenia na ukraińskim froncie wywołują zniechęcenie krajów NATO. Słabość Stanów Zjednoczonych zostanie przez Rosję wykorzystana. Ukraińcy - wbrew temu, co sami twierdzą - nie mogą walczyć łopatami. A gdy wystrzelą ostatni nabój, Władimir Putin zrozumie, że wygrał - nie w Ukrainie, ale na świecie.