Jeśli Donald Trump wygra listopadowe wybory, J.D. Vance zostanie wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. Polityk, który kiedyś nazwał swojego szefa "amerykańskim Hitlerem", od jakiegoś czasu jest jego najzagorzalszym obrońcą i sojusznikiem. Taki obrót spraw to fatalna informacja dla Kijowa - republikański senator z Ohio wprost opowiada się za zmniejszeniem pomocy dla Ukraińców. "Nie obchodzi mnie, co się stanie z Ukrainą" - zadeklarował w 2022 roku.

REKLAMA

Ostatnio w amerykańskiej polityce działo się bardzo dużo. Zaczęło się od telewizyjnej debaty między Donaldem Trumpem a Joe Bidenem, w której - delikatnie mówiąc - ten drugi wypadł fatalnie. Potem - w weekend - doszło do nieudanego zamachu na życie byłego prezydenta USA, a na początku tego tygodnia rozpoczęła się konwencja Partii Republikańskiej, której delegaci zatwierdzili kandydaturę Trumpa w wyścigu prezydenckim.

Zanim to się jednak stało, Trump na swojej platformie społecznościowej Truth Social Network wskazał kandydata na wiceprezydenta. Został nim J.D. Vance, 39-letni senator z Ohio. Delegaci Partii Republikańskiej podczas konwencji w Milwaukee zatwierdzili jego kandydaturę.

Ultratrumpista

Media zauważają, że J.D. Vance nie pomoże przyciągnąć Donaldowi Trumpowi nowych wyborców, ale jego historia i retoryka mogą przekonać wyborców zamieszkujących wahające się stany Pasa Rdzy, czyli tereny północno-wschodniej Ameryki, obejmujące stany Indiana, Illinois, Michigan, Missouri, Ohio, Wisconsin, Pensylwania, Wirginia Zachodnia i częściowo Nowy Jork. Region ten w ostatnich latach był kluczowy.

Rodzina Vance'a przeniosła się z Kentucky do Ohio, jednego ze stanów Pasa Rdzy. Kiedy jego ojciec odszedł od rodziny, J.D. i jego siostrę wychowywali dziadkowie. Po ukończeniu szkoły średniej Vance wstąpił do piechoty morskiej i podczas wojny w Iraku pracował w biurze prasowym. Po powrocie do domu najpierw ukończył lokalną szkołę, a potem studia prawnicze na prestiżowym Uniwersytecie Yale.

Vance zasłynął dzięki swojej biografii "Elegia dla bidoków", która w 2016 roku stała się bestsellerem. Polityk opisuje w niej biedę, w jakiej się wychował, oraz kulturę białych Amerykanów z klasy robotniczej - patriotycznych wieśniaków, skłonnych do uzależnień od alkoholu i narkotyków, a także przemocy domowej. W książce Vance ukazuje życie ciężko pracującego Amerykanina, zniesmaczonego liberalnymi elitami i tymi, którzy żyją z opieki społecznej.

W ocenie krytyków Vance'owi udało się wyjaśnić, dlaczego biała klasa robotnicza, która tradycyjnie głosowała na demokratów, oddała swój głos na Partię Republikańską. Sam Vance w 2016 roku nie wspierał Trumpa - publicznie nazwał go "idiotą", a w prywatnej konwersacji określił go "amerykańskim Hitlerem".

Potem pogląd na temat Trumpa jednak mu się odmienił. Zaprzyjaźnił się z jego synem, Donaldem Jr. (który uwielbiał "Elegię dla bidoków"), zapuścił brodę i nieustannie narzekał na zachowanie liberałów z Uniwersytetu Yale, a także usunął z mediów społecznościowych swoje krytyczne komentarze pod adresem Trumpa. W 2021 roku - dzięki pieniądzom konserwatywnych miliarderów Roberta Mercera i Petera Thiela - kandydował w wyborach do Senatu Stanów Zjednoczonych. Podczas prawyborów Partii Republikańskiej prezentował stanowisko ultratrumpistyczne - potępiał liberalne elity, a także nielegalnych imigrantów.

W maju 2022 roku wygrał prawybory Partii Republikańskiej, zdobywając 32,2 proc. głosów, uprzednio uzyskując poparcie samego Trumpa. Mandat senatora udało mu się zdobyć w listopadzie 2022 roku - zyskał wówczas poparcie rzędu 53,1 proc. i pokonał demokratę Tima Ryana. Oficjalnie na stanowisko senatora został zaprzysiężony 3 stycznia 2023 roku. Jako senator opowiadał się za ograniczeniem imigracji, nałożeniem ceł handlowych na Chiny i uczynieniem języka angielskiego językiem urzędowym w Ameryce. Powiedział też, że gdyby w 2020 roku był wiceprezydentem, nie uznałby wyniku wyborów.

Niepokój w Kijowie

J.D. Vance - jak na trumpistę przystało - jest zagorzałym przeciwnikiem pomocy zagranicznej. Tutaj jednak należy postawić gwiazdkę, bowiem polityk wspiera Izrael, jest zwolennikiem przekazywania pomocy Tel-Awiwowi, ale stroni od pomocy Ukrainie. Decyzja Trumpa o wyborze Vance'a z pewnością została odebrana w Kijowie z niepokojem.

Vance był jednym z najgłośniejszych przeciwników amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, upominał administrację Joe Bidena za ciągłe wsparcie pieniężne i materialne dla Kijowa oraz prowadził w Senacie nieudaną kampanię mającą na celu zablokowanie pakietu pomocy o wartości 60 mld dolarów. "New York Times" przeanalizował szereg tegorocznych wypowiedzi republikanina i powiedzieć, że wyłania się z nich przerażający dla Ukrainy obraz, to jakby nic nie powiedzieć.

Zdaniem Vance'a administracja urzędującego prezydenta USA źle obliczyła, ile pieniędzy i środków trzeba, aby pokonać Rosję. "Najbardziej podstawowe pytanie: ile Ukraina potrzebuje i ile faktycznie możemy zapewnić? Biden sugeruje, że dodatkowe 60 mld dolarów oznacza różnicę między zwycięstwem a porażką w wielkiej wojnie między Rosją a Ukrainą. To też jest błędne... Zasadniczo nie jesteśmy w stanie wyprodukować tyle broni, ile potrzebuje Ukrainy, aby wygrać wojnę" - napisał w felietonie dla tego amerykańskiego dziennika w kwietniu br.

Vance stwierdził również, że Ukraina powinna przyjąć postawę defensywą i negocjować z Rosją. Polityk argumentował, że zadeklarowany przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego cel, jakim jest odzyskanie terytoriów zajętych przez Rosję od 2014 roku, jest niemożliwy do zrealizowania. Zbeształ administrację Bidena za odmowę negocjacji z Rosją, nazywają ten ruch "absurdalnym".

"Przyjmując strategię obronną, Ukraina może uratować cenne życie swoich żołnierzy (...) i zapewnić sobie czas na rozpoczęcie negocjacji" - napisał w tym samym felietonie, opublikowanym na łamach "NYT" w kwietniu br.

Podczas negocjacji w Senacie w sprawie pakietu pomocowego dla Ukrainy Vance zarzucił liderom republikanów, że pieniądze powinny zostać skierowane na południową granicę USA, a nie na Ukrainę. Wspieraliśmy negocjacje mające na celu zapewnienie temu krajowi bezpieczeństwa na granicach. Nie godziliśmy na "graniczny listek figowy", by przekazać Ukrainie kolejne 61 mld dolarów - powiedział na konferencji prasowej w lutym br.

Vance powiedział w lutym podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, że Stany Zjednoczone muszą skoncentrować swoje wysiłki w Azji, a nie w Ukrainie. Jego zdaniem to właśnie Azja jest regionem, który będzie w zainteresowaniu amerykańskiej polityki zagranicznej przez następne 40 lat. Przekonywał również, że produkcja systemów obrony powietrznej Patriot dla Ukrainy sprawi, że Tajwanowi zabraknie tego uzbrojenia w przypadku chińskiej inwazji.

Na całym świecie jest wielu złych ludzi i jestem o wiele bardziej zainteresowany niektórymi problemami w Azji Wschodniej niż w Europie - stwierdził wówczas.

"Tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą"

Na koniec warto wspomnieć jego wypowiedź nie z tego roku, ale sprzed dwóch lat. W podcaście Steve'a Bannona, wieloletniego doradcy Trumpa, odsiadującego obecnie czteromiesięczny wyrok za odmowę złożenia zeznań przed komisją śledczą Kongresu badającą wydarzenia wokół szturmu na Kapitol, powiedział: "Tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą".

Ten cytat z pewnością spędza sen z powiek kijowskim politykom. Nie ma bowiem wątpliwości, że nad stolicą Ukrainy zbierają się czarne chmury.