W Holandii z powodu sztormu i powodzi setki małych, dopiero co urodzonych fok, zostało wyrzuconych przez morze na brzeg. Holendrzy robią wszystko, by je uratować. Dla zwierząt powstał nawet specjalny żłobek.
Małe foczki można znaleźć wszędzie: na przystanku autobusowym czy na stacji benzynowej. Większość maluchów trafia do foczego żłobka Lenie'Hart w Pieterburen. Jest tam już 365 zwierząt. Placówka jest przepełniona. Trzeba było rozłożyć olbrzymi namiot (40 m na 10 m), aby pomieścić wszystkie foki.
Każda foczka ma swój basen i wszystkie niezbędne wygody. Teraz rodzą się małe foczki, i to jest problem, bo w pierwszych tygodniach życia potrzebują suchego miejsca, a tutaj wszystko jest pod wodą - wyjaśnia w rozmowie z korespondentką RMF FM Katarzyną Szymańską - Borginon właściciel żłobka dla fok Karst van der Meulen.
Podczas rozmowy mężczyzna odbiera kilka telefonów. Mamy kolejne zgłoszenia - dodaje. Najczęściej informacje o znalezionych fokach pracownicy żłobka otrzymują od turystów, którzy spacerują nad brzegiem morza. Teraz zgłoszenia mamy od wszystkich, nawet telefonowano do nas ze stacji benzynowej - mówi van der Meulen.
W ratowanie fok zaangażowanych jest także około 80 wolontariuszy, którzy po zgłoszeniu jadą na miejsce i przewożą zwierzę do placówki. Pracownicy żłobka przyjmują zgłoszenia z prawie z całego holenderskiego wybrzeża od Zeeland do granicy z Niemcami.
Także dorosłe foki maja problemy. Nie mogą wrócić do morza, bo sztorm wyrzucił je po niewłaściwej stronie wału ochronnego.