145 wyjazdów zagranicznych za ponad 276 tysięcy złotych - to zeszłoroczny wynik urzędników stołecznego ratusza. Wśród najbardziej egzotycznych kierunków wojaży znalazły się Brazylia, Izrael, Tajwan i Japonia. Prezes ZUS-u wybrał się natomiast ze swoją zastępczynią nad Bajkał, gdzie wygłosił referat o kierunkach rozwoju systemu emerytalnego w Polsce. Podatnicy zapłacili za tę podróż 23 tys. złotych.
Podróże i wyjazdy pracowników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych trzeba podzielić na dwie grupy. Pierwsza to wyjazdy krajowe opłacane z obowiązkowego pracowniczego funduszu socjalnego. Jako że ZUS to naprawdę mocno zaludniona instytucja, tych funduszy uzbierało się całkiem sporo. Dzięki temu zakład mógł wydać 300 tysięcy złotych na wycieczkę pracowników na Jasną Górę albo za niemal 20 tysięcy złotych ruszyć śladami pierwszych Piastów.
Są także atrakcje lokalne. Dofinansowujemy na przykład bilety do teatru, do filharmonii, ale można pójść także na koncert Madonny korzystając z dofinansowania z funduszu świadczeń socjalnych - wylicza Jacek Dziekan z ZUS-u. Ta kultura pewnie się przyda do obsługi klientów w okienkach.
Podróżuje także prezes ZUS-u. W zeszłym roku Zbigniew Derdziuk był w Buenos Aires, w Stambule czy w Baku, gdzie zachwalał nasz system emerytalny. Był także w rosyjskim Ułan Ude. Jeśli nie wiecie, gdzie to jest, spieszymy z podpowiedzią, że Ułan Ude leży nad malowniczym Bajkałem. Tam, nad brzegiem Błękitnego Oka Syberii - jak Bajkał nazywają miejscowi - prezes ZUS-u wygłosił referat o kierunkach rozwoju systemu emerytalnego w Polsce.
Nie wiemy, jakie wrażenie prezes wywarł na mieszkańcach Syberii. Wiemy za to, że 5-dniowy wyjazd jego i jego zastępczyni kosztował nas prawie 23 tysiące złotych.
W zeszłym roku urzędnicy stołecznego ratusza byli na 145 wyjazdach zagranicznych za ponad 276 tysięcy złotych. Wśród najbardziej egzotycznych kierunków znalazły się Brazylia, Izrael, Tajwan i Japonia. Największym podróżnikiem była sama prezydent Hanna Gronkiewicz. Panie prezydent nie znalazła jednak dla czas czasu, by wyjaśnić, jaki efekt przyniosły jej zagraniczne wojaże. Podobnie zresztą jak szef biura drogownictwa Mieczysław Reksnis, który naszego dziennikarza odesłał do rzecznika. Ten z kolei odbił piłeczkę w stronę wiceszefa gabinetu prezydent Hanny Gronkiewicz Waltz odpowiedzialnego za kontakty zagraniczne.
Okazuje się, że gdyby nie te wyjazdy, to Warszawa byłaby co najwyżej w średniowieczu. I tak na przykład wyjazd do Berlina zaowocował tym, że urzędnicy wpadli na to, by umożliwić pasażerom używanie wspólnych biletów w metrze, tramwaju i pociągu - mówi Jarosław Jóźwiak z ratusza. Dodaje, że inny wyjazd poskutkował tym, że możemy dziś spinać ze sobą miejskie rowery, że mamy miejski internet i umiemy archiwizować dokumenty.
Po co wymyślać proch na nowo, skoro ten proch można podpatrzeć - mówi Jóźwiak. Owszem, idea słuszna, szkoda tylko, że tej wiedzy urzędnicy nie mieli już w głowach przychodząc do pracy w ratuszu, bo to, że w Brazylii walczyliśmy o zmiany klimatyczne, a w Tajwanie i Tokio reklamowaliśmy Warszawę jako miejsce do inwestowania, da się zrozumieć.