Tony trujących substancji od lat zatruwają wody Angary - rzeki w syberyjskim obwodzie irkuckim. Stężenie samej rtęci w glebie przewyższa normy 700 razy. Naukowcy ostrzegają, że Rosji grozi "ekologiczny Czarnobyl".
Do katastrofy przyczyniły się niedziałające od wielu lat zakłady chemiczne produkujące niegdyś m. in. chlor i silikon. Największym trucicielem jest były zakład "Usoliechimprom", ale takich obiektów - pozostawionych po czasach radzieckich - jest więcej. Na terenie dawnych zakładów zostały niezabezpieczone cysterny i zbiorniki z tonami substancji chemicznych. To właśnie ich zawartość zatruwa Angarę.
O "ekologicznym Czarnobylu" latem tego roku mówiła Swietłana Radionowa, szefowa "Rosprirodonadzora" - państwowej agencji zajmującej się dbaniem o środowisko. Stwierdziła, że taka ilość porzuconych chemicznych odpadów jest wyrokiem od 20 lat wiszącym nad obwodem irkuckim, a skażenie może niebawem dotyczyć wszystkich terenów nad brzegiem Angary.
Zawartość rtęci w powietrzu przewyższa normę 160 razy. Skażenie wody jest prawie dwukrotnie wyższe. Skażona jest również ziemia w okolicy zakładów: najpoważniejsze jest w tym przypadku skażenie ołowiem, którego poziom przekracza normę ponad 600 razy. Zbiorniki i cysterny z substancjami chemicznymi rdzewieją i przeciekają. Stają się one również łupek zbieraczy złomu, którzy zawartość cystern po prostu wylewają.
To tylko niektóre dane o skażeniu. Władze doskonale zdają sobie sprawę z nadchodzącej katastrofy. O dramatycznym stanie terenów Angary alarmowali członkowie Rady do Spraw Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka przy prezydencie Władimirze Putinie.
Chociaż postępujące zanieczyszczanie środowiska trwa od lat, dopiero teraz przygotowywany jest plan działań mających likwidować skutki wieloletnich zaniedbań. Prace zabezpieczenia powstającej chemicznej bomby nad Angarą mają ruszyć za rok.