Większość powiatowych centrów zarządzania kryzysowego na Dolnym Śląsku nie wywiązało się ze swoich zadań w czasie majowej nawałnicy - to wniosek z kontroli, przeprowadzonej przez wojewódzki wydział antykryzysowy.
Z raportu wynika, że w wielu powiatach zarządzanie kryzysowe to po prostu fikcja – odpowiedzialna za to jest tylko jedna osoba, i to zwykle taka, która zajmuje się tym przy okazji, bo jest np. pracownikiem wydziału spraw obywatelskich albo wydziału podatków (w jednym przypadku był to nawet kurier).
Nikt nie jest w stanie pracować przez 24 godziny na dobę, ale po to starostwa kupiły komputery i komórki, aby z nich korzystać – mówi szef wojewódzkiego wydziału zarządzania kryzysowego. Przecież nie jest trudne spięcie telefonu komórkowego ze skrzynką mailową. Wówczas każdy sygnał przychodzi na telefon. Wystarczy go przekazać staroście i cały system jest uruchomiony. I problemu nie ma.
Ale wyniki kontroli wykazują, że problemy są, i to spore, bo lokalne centa nawet na czas nie odbierają z biura meteorologicznego informacji o zbliżającym się zagrożeniu. Ponadto w ponad połowie powiatów starostowie nie rozpoczęli jeszcze wdrażania systemu wczesnego ostrzegania - a powinni to już robić od ponad roku.
Przypomnijmy, że majowa nawałnica tylko na Dolnym Śląsku spowodowała straty w wysokości 20 milionów złotych.