Galion, czyli rzeźbę z dziobu XV-wiecznego okrętu wydobyli z dna Bałtyku szwedzcy eksperci. To unikat na skalę światową. Ostatni raz kiedy duński statek "Gribshunden" wypłynął w morze, po ziemi chodzili Leonardo da Vinci i Gustaw Waza.

To jakiś morski potwór. Sądzę, że to jakieś zwierzę ze świata fantazji - smok z uszami lwa i paszczą przypominającą krokodyla. W pysku trzyma przerażonego człowieka, którego lada chwila połknie - wyjaśnia archeolog profesor Johan Ronnby. Dodaje, że ważący 300 kilogramów galion miał odstraszać wrogów.

Ale na tym nie koniec sensacji - choć okręt zatonął ponad pół tysiąca lat temu jest w doskonałym stanie.

Dlatego szef muzeum w Blekinge Marcus Sandekjer nie kryje emocji: Do tej pory nie mieliśmy statków z tego okresu, które udało się wydobyć z morza.

To flagowy okręt króla Danii, Hansa. "Gribshunden" zatonął po pożarze w 1495 roku. Był w drodze z Kopenhagi do Kalmaru. Razem z nim na dnie morza spoczęła na wieki 150-osobowa załoga.

Leżący na głębokości 10 metrów wrak został odkryty w latach 70., ale dopiero w czerwcu tego roku naukowcu ustalili, jaki to konkretnie okręt.

(j.)