„Jestem pewien, że człowiek wróci na Księżyc, zawsze byłem o tym przekonany, nie myślałem tylko, że potrwa to tak długo” – mówi RMF FM Harrison Schmitt, astronauta misji Apollo 17, ostatni jak dotąd człowiek, który postawił stopę na Księżycu. Schmitt jest gościem specjalnym zawodów European Rover Challenge 2015. Jego zdaniem, podobne zawody łazików to znakomita okazja nie tylko, by młodzi ludzie mogli o kosmosie się uczyć, ale także coś konkretnego, związanego z kosmosem zrobić. Zawody odbędą się w sobotę i niedzielę w Podzamczu k. Chęcin w województwie świętokrzyskim. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim, Harrison Schmitt wspomina pracę na Srebrnym Globie, opowiada o naprawie błotnika księżycowego pojazdu, którego awaria sprawiła astronautom sporo kłopotu, przyznaje też, że mimo sukcesów misji kosmicznych sond i łazików wciąż uważa, że w przypadku badań Księżyca i Marsa, to człowiek może być najbardziej wydajny i skuteczny.
Grzegorz Jasiński RMF FM: Dzień dobry, to duża radość widzieć pana w naszym studiu, siedzieć tu wspólnie z ostatnim jak dotąd człowiekiem na Księżycu, a właściwie przedostatnim, który chodził po Srebrnym Globie...
Harrison Schmitt, astronauta: To dla mnie duża przyjemność. Można na to patrzeć w ten sposób, że byłem po prostu 12. człowiekiem, który stanął na Księżycu. Mój przyjaciel Neil Armstrong był pierwszy, ja byłem 12.
Jest pan członkiem wyjątkowo ekskluzywnego klubu, ale konsekwentnie opowiada się pan za tym, by ten klub stał się nieco mniej ekskluzywny, chce pan, by kolejni ludzie polecieli na Księżyc. Dlaczego?
Myślę, że to bardzo ważne, by Księżyc stał się w końcu częścią naszej, ludzkiej rzeczywistości. Myślę, że powinniśmy zacząć od prób sprowadzenia stamtąd przydatnych nam surowców, choćby do produkcji energii elektrycznej. Jest tam izotop hel-3, który jest idealnym paliwem do pozyskiwania energii z syntezy jądrowej. Na Ziemi praktycznie go nie ma, Księżyc ma poważne zapasy. Myślę, że pewnego dnia, osadnicy na Księżycu będą mogli opierać na eksporcie tego helu-3 swoją gospodarkę, a my będziemy go wykorzystywać w elektrowniach na Ziemi.
Podróż na Księżyc była dla pana pewnym uśmiechem losu. Początkowo plan był inny, pańska planowana misja Apollo 18 została odwołana, dopiero potem podjęto decyzję o włączeniu pana do misji Apollo 17. Pamięta pan chwilę, kiedy dostał pan tę wiadomość?
Doskonale pamiętam, mieszkałem w apartamencie w Houston i odebrałem telefon od mojego ówczesnego szefa Dicka Slaytona. On zapytał mnie wprost, czy chciałbym polecieć na Księżyc. To jednak było kulminacją całego skomplikowanego procesu i potwierdzeniem znaczącej roli naukowców w programie Apollo. Niestety - jak to często bywa - cięcia budżetowe zaczęły dawać o sobie znać i misje, w których naukowcy mieli już aktywnie uczestniczyć, Apollo 18, 19 i 20 zostały odwołane. Kierownictwo NASA chciało jednak włączyć naukowca do choćby ostatniej misji, właśnie Apollo 17 i padło na mnie. W tamtej chwili byłem jedynym dostępnym, a ponieważ z wykształcenia jestem geologiem, dobrze pasowałem do profilu misji na Księżyc.
Kiedy wraz z Eugenem Cernanem opuszczaliście Księżyc wiedzieliście, że program Apollo jest już praktycznie martwy, ale jak sądzę nie mogliście sobie nawet wyobrażać, że ponad 40 lat później wciąż nie będziemy wiedzieć, kiedy i czy w ogóle człowiek na Księżyc powróci.
Jestem pewny, że człowiek wróci na Księżyc i zawsze byłem o tym przekonany. Jest oczywiście kwestia kto, kiedy i jakim sposobem tego dokona. Przyznaję, że fakt jak długo to trwa jest dla mnie niespodzianką, ale jeśli popatrzeć na to z historycznej perspektywy, takie przerwy w programach eksploracji nie są niczym nadzwyczajnym. Równocześnie, jeśli wziąć pod uwagę misje bezzałogowe, NASA, Europejska Agencja Kosmiczna, Chiny, Indie są bardzo zaangażowane, wysyłają wokół Księżyca misje wyposażone w coraz czulszą aparaturę i dostarczają znaczniej wiedzy. Społeczność badaczy Księżyca jest bardzo aktywna. sam uczestniczę w projekcie, który próbuje połączyć te nowe informacje z tym, czego dowiedzieliśmy się wcześniej z badań księżycowych próbek pobranych w czasie naszych misji. Badania Księżyca trwają, naukowcy się nimi wciąż interesują. Te próbki przyniosą jeszcze wiele pożytku, bo pojawiają się nowe technologie, które pozwalają je analizować w sposób, w jaki 40 lat temu nie było to możliwe. Ten etap wciąż trwa. Przyznaję przy tym, że nie przewidywałem, że powrót na Księżyc potrawa tak długo, co najmniej 50 lat, a może i dłużej...
Panowie przywieźli na Ziemię ponad 100 kilogramów księżycowych skał, mógł pan zatrzymać dla siebie jakiś mały kamyczek?
Nie, nie, te wszystkie materiały należą do amerykańskich podatników i w pewnym sensie także do całej ludzkości. Program Apollo był pod wieloma względami programem międzynarodowym, analiza próbek była prowadzona w wielu krajach. Dla nas, tych, którzy te próbki zbierali, było jasne, że nie możemy nawet myśleć o tym, by niektóre z nich dla siebie zatrzymać.
Niektórzy zwracają uwagę, pojawiły się takie wyniki badań naukowych, że niektóre próbki zaczynają się rozpadać, że niektóre z księżycowych kamieni mogą się po prostu rozlecieć. Czy ma pan pewność, że są przechowywane we właściwych warunkach tak, by mogły jeszcze długo przydawać się nauce?
Z tego co wiem, są przechowywane w bardzo dobrych warunkach, w dwóch miejscach w Stanach Zjednoczonych. Część zbioru została nawet wywieziona z Houston do Nowego Meksyku, skąd pochodzę. Istotne było to, by znalazły się w lepszym klimacie, ale też by nie były narażone na zniszczenie związane z huraganami. Co do rozpadania się próbek, nie mam na ten temat wiedzy. Oczywiście są wciąż badane, a naukowcy do pewnego stopnia "dają im wycisk", ale o ile wiem są w dobrym stanie. O udostępnienie ich proszą naukowcy z całego świata i decyzje w tej sprawie podejmowane są tak, by dbać o ich dobry stan.
Załogowe misje kosmiczne budzą oczywiście największe zainteresowanie opinii publicznej, ale są najbardziej kosztowne, bo muszą zapewnić załodze bezpieczeństwo i powrót na Ziemię. Niektórzy przyszłości podboju kosmosu upatrują w misjach bezzałogowych z wyłącznym udziałem sond i próbników. Niektóre z nich, New Horizons, Rosetta, marsjański łazik Curiosity przesyłają fascynujące dane. Pańskim jednak zdaniem to wciąż ludzie, wysłani na miejsce i pracujący tam w kosmosie, są najlepsi...
Idealne byłoby połączenie obu metod badawczych, wykorzystanie robotów, jak to się ostatnio dzieje, ale także korzystanie z pracy astronautów, którzy dodają nie tylko wydajność ale i doświadczenie, elastyczność naszego mózgu. Robot, sonda wykona to, co jej polecimy, do czego ją skonstruowaliśmy, człowiek ma swój rozum, może reagować na bieżąco, wykorzystując to co widzi, czego może dotknąć. Tak będzie na Księżycu, Marsie, czy jeszcze jakiejś innej planecie. Na razie nie mamy niczego, co mogłoby mózg człowieka zastąpić. Wyszkolony i doświadczony człowiek może reagować szybciej, pracować wydajniej i zauważyć to, co robot może przeoczyć. Istotna jest tu kombinacja możliwości. Ja osobiście w najbliższej przyszłości wykorzystałbym roboty do rozpoznania, jak obecnie Curiosity, czy Lunar Reconnaissance Orbiter, ale też do kontynuacji tego, co wcześniej byliby w stanie zrobić ludzie.
Jeśli mówimy o wyobraźni, o reakcji człowieka podczas misji kosmicznej, nie możemy nie przypomnieć słynnej historii z naprawą uszkodzonego błotnika pojazdu księżycowego podczas misji Apollo 17. Ta awaria byłą bardzo kłopotliwa z powodu pyłu...
Błotniki faktycznie nie musiały chronić przed błotem, ale pyłem, bo przy sile grawitacji sześciokrotnie mniejszej, niż na Ziemi, pył podrywany kołami pojazdu sypał się na nas do przodu. Kiedy błotnik tylnego koła nam się ułamał, nie bardzo wiedzieliśmy, co w tych obszernych kombinezonach możemy z tym zrobić. Podczas pierwszej jazdy okazało się, że sprawia nam to spory kłopot, wszystko pokrywało się pyłem. W nocy, centrum kontroli lotu przeanalizowało, co mamy ze sobą i czego możemy użyć, by ten błotnik naprawić. Zajęło to pięć minut. Użyliśmy map, które nie były dla nas niezbędne, posklejaliśmy je taśmą, przykleiliśmy do pozostałej części błotnika. Działało to dobrze, częściowo odpadło pod koniec trzeciego, ostatniego spaceru. Ale wtedy to już nie miało znaczenia.
Wielokrotnie wspominał pan o tym, że program kosmiczny to coś dla młodych ludzi, że przeciętna wieku osób zaangażowanych w realizację programu Apollo to było dwadzieścia kilka lat, że w związku z tym edukacja ma znaczenie kluczowe. Ktoś jednak może powiedzieć, że młodzi ludzie mają teraz tyle możliwości, że nie czują już tej chęci odkrywania. Impreza na którą przyjechał pan do Polski, European Rover Challenge, konkurs łazików kosmicznych, ma być taką formą pokazania młodym ludziom, że w programach kosmicznych jest dla nich miejsce.
Nie ma wątpliwości, że ambitne programy, takie jak Apollo, czy inne programy kosmiczne przyciągają młodych, upartych ludzi z wyobraźnią. Muszą jednak mieć okazje, by się w nie włączyć. To, co jest wspaniałe w konkursach łazików tu w Polsce, to właśnie okazja by nie tylko uczyć się o kosmosie, ale także coś konkretnego, wiążącego się z kosmosem zrobić. Kiedy pojawi się okazja uczestniczenia w jakimś nowym projekcie podboju kosmosu, na początku Księżyca a potem w oparciu o te doświadczenia także Marsa, jestem przekonany, że młodzi ludzie się w to włączą, to zainteresowanie okaże się wciąż żywe. Jeśli tej okazji nie będzie, wykorzystają swoją wyobraźnię, zdolności i doświadczenie w innych dziedzinach. Widzę spore zainteresowanie powrotem na Księżyc choćby w społecznościach akademickich, na razie jednak rządy poszczególnych państw nie były w stanie podjąć decyzji, czy wspólnie lub pojedynczo byłyby gotowe taki program wznowić i w jaki sposób na Księżyc powrócić.
Z pańskich wypowiedzi wyraźnie widać, że nie traktuje pan Księżyca jako zaledwie etapu w drodze na Marsa. Widzi pan w badaniach Księżyca istotną szansę dla rozwoju ludzkości. Ale oczywiście Księżyc może być krokiem w stronę Marsa. Jak szybko szansa na podróż na Marsa może się pojawić? Program Constellation został wstrzymany, trwa program Orion. Lata mijają. Jak szybko tam polecimy i czy w ogóle polecimy?
Oczywiście nie mam pojęcia, jak szybko to nastąpi. Potrzebna jest okazja, potrzebne są też systematyczne starania. Jeśli jakieś państwo, albo grupa państw uzna, że Mars jest ważny, istotne będzie, by ta decyzja byłą konsekwentna, by stworzyła okazje dla młodych ludzi. Taki program musi mieć dopływ młodej krwi, my wszyscy przecież nie stajemy się coraz młodsi. To także ważne. Istotne wreszcie, by mieć rezerwy źródeł finansowania, które pokryją koszty rozwiązania nieoczekiwanych problemów, choćby inżynieryjnych. To pomoże trzymać się harmonogramu. Jeśli takich rezerw nie ma, w miarę napotykania na problemy, plany się opóźniają. Rezerwy są właściwie konieczne, jeśli chcemy czegoś dokonać w sensownym przedziale czasu. Wszystko to - powtarzam - wymaga konsekwencji działania polityków, techników, naukowców. Tylko tak można najpierw wrócić na Księżyc i w kolejnym etapie, w oparciu o zdobyte doświadczenie, polecieć na Marsa. Jeśli te warunki udałoby się spełnić, jestem przekonany, że moglibyśmy znaleźć się na Czerwonej Planecie w ciągu 20 lat, jeśli nie wcześniej. Bazę na Księżycu bylibyśmy w stanie zbudować odpowiednio wcześniej. A jeśli udałoby się zainteresować sprawą pozyskiwania tam źródeł energii prywatne przedsiębiorstwa, wszystko jeszcze by przyspieszyło. Te źródła energii pomogłyby też oczywiście zredukować koszty wyprawy na Marsa.
Wróćmy jeszcze do wspomnień, zabrał pan ze sobą w podróż na Księżyc taśmy z ulubioną muzyką, co to było?
Każdy z nas astronautów miał oczywiście nieco inny gust, w moim przypadku ulubiona byłą w tamtych czasach muzyka country. Na mojej taśmie zabrałem nagrania piosenek country, które właśnie wtedy były popularne. Mieliśmy okazje, by tych taśm posłuchać nawet podczas innych zajęć. Inni astronauci zabierali ze sobą jeszcze bardziej popularną muzykę, ja zostałem przy country.
Na koniec jeszcze poproszę o pierwsze wspomnienie, które przychodzi panu do głowy na myśl o Księżycu. Najpiękniejsze, albo takie, które właśnie w tej chwili ma pan na myśli...
Oczywiście sama okazja, by polecieć w kosmos i wylądować na Księżycu to wielkie, najważniejsze wspomnienie. Ale szczególna jest pierwsza chwila, kiedy opuszczasz pojazd kosmiczny, stajesz na Księżycu, możesz się rozejrzeć, widzisz tę przepiękną dolinę w której wylądowaliśmy. To była dolina, której zbocza wznosiły się na ponad 2 tysiące metrów. Niezwykłe miejsce, jasno rozświetlone Słońcem. Niezwykłe dla nas Ziemian było to, że niebo jest czarne, nie niebieskie, nawet w pełnym słońcu. Księżyc po prostu nie ma żadnej znaczącej atmosfery. Patrzymy więc bezpośrednio w głąb kosmosu, żadna atmosfera nam nie przeszkadza. Myślę, że wrażenie tej chwili, gdy po wyjściu z pojazdu mogłem zobaczyć tę dolinę po raz pierwszy, kiedy stałem na tej głębokiej górskiej przełęczy, wciąż pamiętam. I wspominam poczucie wyróżnienia i radości, które temu towarzyszyły...
Dziękuję za to, że się pan tym z nami podzielił...
To duża przyjemność. Dziękuję.