"Dzień bez lekarzy" - pod takim hasłem strajkuje od wczoraj we Francji blisko 90 procent internistów, dentystów, personelu szpitalnego a nawet prywatnego pogotowia ratunkowego. Wszyscy domagają się wyższych zarobków i lepszych warunków pracy.

Francuska służba zdrowia jest chora - twierdzą związkowcy. Już czwarty dzień strajkują pielęgniarki i lekarze w szpitalach publicznych. Domagają się oni m.in. zatrudnienia większej liczby personelu, ponieważ - jak twierdzą - nie dają sobie rady. We wtorek protestować zaczęły także prywatne pielęgniarki, które chcą więcej zarabiać. Na razie godzina ich pracy jest we Francji często tańsza niż godzina pracy sprzątaczki. Wczoraj do protestu przyłączyła się zdecydowana większość internistów. Najczęściej pobierają oni za wizytę w domach chorych kilka razy niższe opłaty niż np. hydraulik, który przychodzi naprawić kran. Na podwyżki honorariów, których żądają francuscy lekarze i pielęgniarki nie zgadza się natomiast krajowa kasa chorych.

Już niedługo władze Polski i Francji zamierzają podpisać porozumienie, na mocy którego pielęgniarki z naszego kraju będę mogły bez przeszkód pracować w nadsekwańskich szpitalach. Zdaniem francuskich związkowców, rząd premiera Lionela Jospina chce ściągnąć do szpitali kobiety z Europy środkowo-wschodniej, bo mają one po prostu mniejsze wymagania płacowe. Dodajmy, że początkujące pielęgniarki zarabiają we Francji około tysiąca dolarów miesięcznie.

rys. RMF

01:10