Naukowcy z Uniwersytetu w Kopenhadze potwierdzili teorie tłumaczące, dlaczego niektórzy z nas łatwo wpadają w zimową depresję, a inni nic sobie z krótkiego dnia i małej ilości światła słonecznego nie robią. Odpowiadają za to różnice w gospodarce istotnym neuroprzekaźnikiem, serotoniną. Wyniki najnowszych badań na ten temat przedstawiono podczas European College of Neuropsychopharmacology Congress w Berlinie.
U osób, które zdradzają objawy tak zwanego sezonowego zaburzenia afektywnego (SAD) zauważono w ciągu roku znaczące zmiany gospodarki serotoniną, które u większości z nas nie występują. Jaka się ocenia, zaburzenie to dotyka na dużych szerokościach geograficznych, choćby w Skandynawii, czy Szkocji co szóstą osobę. Są szanse, że obecne odkrycie pozwoli łatwiej im pomóc.
Duńczycy zaprosili do udziału w eksperymencie w sumie 34 osoby, z których 11 zdradzało objawy SAD. Badania z wykorzystaniem obrazowania PET pokazały w mózgu tych ostatnich w miesiącach zimowych wyższą o 5 procent obecność białka transportującego serotoninę (SERT). Jego nadmiar wiąże się ze zmniejszeniem ilości tego neuroprzekaźnika w przestrzeni międzysynaptycznej, które uznaje się za częstą przyczynę depresji.
Działanie popularnych leków antydepresyjnych z rodzaju SSRI, czyli tak zwanych selektywnych inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny takich, jak Prozac, zmierza właśnie do tego, by niepożądane działanie białka (SERT) osłabić.
Jak tłumaczy główna autorka pracy, Brenda Mc Mahon, u osób wrażliwych na zmiany pór roku światło słoneczne prawdopodobnie trzyma poziom białka SERT pod kontrolą. Gdy dzień staje się krótszy, ilość tego białka rośnie i poziom serotoniny spada. To prawdopodobnie odpowiada za depresyjne nastroje.
Wcześniejsze badania pokazywały już wahania poziomu SERT u osób cierpiących na zimową depresję. Tym razem jednak po raz pierwszy porównano te poziomy tak w lecie, jak i zimą. To praktycznie potwierdza, że właśnie te wahania są przyczyną kłopotów.