"To właśnie miłość" to film, który od lat rozgrzewa serca widzów, szczególnie w okresie świątecznym. Jedna z jego scen wzbudza jednak obecnie kontrowersje. Mowa o momencie, w którym Mark (Andrew Lincoln) wyznaje swoje uczucia Juliet (Keira Knightley) za pomocą kartek. Czy to romantyczny gest, czy może coś znacznie mniej niewinnego?
W filmie Richarda Curtisa pojawia się wiele wzruszających i zabawnych momentów, ale to właśnie scena z kartkami stała się jedną z najbardziej kultowych... i jednocześnie kontrowersyjnych.
Mark, zakochany po uszy, decyduje się na nietypowe wyznanie miłości, stając pod drzwiami Juliet. Problem w tym, że Juliet jest żoną jego najlepszego przyjaciela, a cała sytuacja ma miejsce tuż przed ich domem. Czy to już przekroczenie granicy?
Wówczas 17-letnia Keira Knightley, odtwórczyni roli Juliet, nie kryła swoich obaw. Aktorka przyznała, że już na etapie kręcenia sceny miała mieszane uczucia.
Pamiętam scenę i poczucie, że jest w niej coś ze stalkingu - mówiła w rozmowie z "Los Angeles Times". Reżyser filmu, Richard Curtis, próbował rozwiać jej wątpliwości, jednak Knightley nadal uważała zachowanie Marka za "dość dziwne".
Co ciekawe, z czasem zarówno twórcy, jak i widzowie zaczęli inaczej patrzeć na tę scenę. Richard Curtis przyznał, że choć w momencie premiery filmu scena była odbierana jako zabawna i interesująca, to z perspektywy czasu można dostrzec w niej pewną "dziwność". Jak zaznaczył, świat się zmienia, a wraz z nim nasza wrażliwość na pewne tematy.
Dla Keiry Knightley scena z kartkami stała się niemal synonimem jej roli w "To właśnie miłość". Aktorka wspominała, jak pewnego razu, stojąc w korku, zauważyła obok samochód z budowlańcami, którzy zaczęli komunikować się z nią, naśladując scenę z filmu. Było to zarazem zabawne i przerażające, tak samo jak w filmie - opowiadała w programie Grahama Nortona.