Plaga artystycznych niepokojów dopadła wrocławską operetkę - Teatr Muzyczny. Chodzi o rzeczy materialne - plan zwolnienia 50 spośród 250-osobowego zespołu i o wizję artystyczną. Związki Zawodowe nie zgadzają się zarówno na redukcje jak i na nowe pomysły artystyczne dyrektora. Wojciech Kościelniak w "swoim" teatrze widzi nie tylko repertuar klasyczny, ale również ten nowoczesny.

Za nami jest już wstęp „Operetki w operetce”, rozwinięcie akcji, punkt kulminacyjny, ale wciąż nie wiadomo jakie będzie zakończenie, tym bardziej, że na pierwszy rzut oka nie widać różnić w postrzeganiu teatru: To jest po prostu miejsce dla sztuki, dla artystów i to jest dla mnie klucz do wszystkiego, bo ludzie powinni tam tworzyć, kształtować się, rozwijać swoje piękne emocje - mówi Andrzej Fiutek, szef zakładowej Solidarności, który nie zgadza się z wizją Kościelniaka.

Ale są także tacy, którzy z nowym dyrektorem chcą pracować: Teatr nie jest przytułkiem dla ludzi, ani nie jest miejscem biznesowym. Nie jest miejscem, które ma na celu utrzymywanie ludzi, tylko jest miejscem, które ma na celu wzbogacanie ludzi o doznania duchowe poprzez działania artystyczne. To jest celem teatru i nie można sentymentalistą, dlatego że sztuka jest bezkompromisowa - mówi Sambor Dudziński, który zrezygnował z Warszawy tylko po to, by we Wrocławiu pracować w Teatrze Muzycznym.

Także tam pracuje Leszek Możdżer, który tak naprawdę mógłby tworzyć na całym świecie, a wybrał Wrocław.

I w końcu w roli głównej Wojciech Kościalniak. Jego zdaniem trzeba po prostu zmienić system pracy w teatrze: Ten teatr moim zdaniem tkwi w głębokim komunizmie. Czy system zatrudniania, czy system możliwości angażowania artystów nie jest dostosowany do każdej sztuki, która wymaga przecież za każdym razem innego wykonawcy, tylko raczej są głosy, że się powinno teatr i widza dopasowywać do tego, co jest akurat zatrudnione. Ja się z tym nie zgadzam.

Co roku z budżetu miasta operetka dostaje 6 mln zł, to niebagatelna suma, z której przecież trzeba się rozliczyć, a chyba najlepszym krytykiem tego, co dzieje się w teatrze jest publiczość, która na przedstawienia ciągle przychodzi.

To niestety nie jedyny teatr w Polsce gdzie rozgrywają się dramaty. Tak przecież niedawno było w Łodzi. W przypadku Teatru Nowego można już mówić o epilogu - walka związkowców z prezydentem Jerzym Kropiwnickim zakończyła się porażką aktorów.

Niechciany przez artystów Grzegorz Królikiewicz pozostał dyrektorem artystycznym teatru i w „białych rękawiczkach” pozbywa się protestujących. Do najbliższych premier zorganizował castingi dla chętnych z całej polski i w rezultacie do dwóch spektakli zaangażował zaledwie 6 aktorów Teatru Nowego.

18:05