W stworzeniu dzieła "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga mógł współuczestniczyć jego nauczyciel, słynny malarz ze szkoły flandryjskiej - Rogier van der Weyden. Tak wynika ze wstępnych badań, przeprowadzonych w gdańskim Muzeum Narodowym.
Skanowanie "Sądu Ostatecznego" rozpoczęło się w ostatni piątek. Wykonywali je specjaliści z Narodowego Instytutu Optyki z Florencji, którzy dysponują skanerem na podczerwień, który jest w stanie rozpoznać aż 14 warstw farb, węgla czy innego materiału użytego do stworzenia danego dzieła.
Badania pokazały bardzo liczne zmiany dokonane m.in. w kompozycji "Sądu Ostatecznego". Jedna z najważniejszych z nich dotyczy centralnej części dzieła, a polega na tym, że autor pierwotnie wśród obłoków po obu stronach postaci Chrystusa namalował anioły, ale w ostatecznej wersji zastąpił je postaciami apostołów - powiedziała prof. Iwona Szmelter kierownik Pracowni Konserwacji i Restauracji Malarstwa na Podłożach Ruchomych i Obiektów Sztuki Nowoczesnej w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Jak dodała prof. Szmelter, badania pokazały też inne liczne zmiany na każdej z trzech części dzieła: zarówno w części centralnej, jak i w przedstawieniu piekła oraz nieba. Wiele z tych zmian dotyczy postaci: np. artysta w trakcie malowania zmieniał układ rąk i nóg czy całego ciała danego człowieka, a czasem osoba, która pierwotnie miała twarz młodego człowieka w efekcie ostatecznych poprawek zmieniła się w starca.
Prof. Szmelter powiedziała, że niektóre z postaci uwidocznionych w "Sądzie Ostatecznym" każą przypuszczać, iż - z dużym prawdopodobieństwem, mógł namalować je słynny malarz ze szkoły flandryjskiej - Rogier van der Weyden. Wskazuje na to charakterystyczny dla tego artysty typ rysunku stanowiącego kompozycję obrazu, temperament i erudycja widoczne w postaciach - wyjaśniła prof. Szmelter dodając, że absolutnie nie podważa to faktu, iż głównym autorem działa jest Hans Memling, który przypuszczalnie - jako tzw. wędrujący czeladnik, był uczniem van der Weydena.
Dane pozyskane w trakcie skanowania będą jeszcze przez długi czas dokładnie analizowane. Badanie dostarczyło wprost niewyobrażalnych ilości informacji. Sam obraz ma przecież 14 metrów kwadratowych powierzchni, a skaner wychwycił kilkanaście warstw naniesionych na drewno - powiedziała.
Zakończone właśnie badanie wykonane skanerem na podczerwień przeprowadzono w ramach międzynarodowego projektu naukowo-konserwatorskiego "Charisma-Molab", finansowanego przez Unię Europejską. Aplikację do tego projektu złożyło Muzeum Narodowe w Gdańsku, a jej autorką była prof. Szmelter.
"Sąd Ostateczny" został namalowany przez Hansa Memlinga przed 1471 r. i uważany jest za najlepsze jego dzieło. Malarz pochodził z Dolnej Nadrenii, prawie 30 lat swojego twórczego życia spędził w Brugii. Obraz w formie tryptyku jest jedynym dziełem niderlandzkiego twórcy w polskich zbiorach muzealnych.
Niezwykła jest historia obrazu. Dzieło zostało zamówione przez filię brugijskiego banku Medyceuszy i miało trafić do jednego z kościołów we Florencji. W 1473 r. transportowany na pokładzie galeonu pod burgundzką banderą Saint Matteo obraz wraz z innymi łupami został przechwycony przez gdańskiego kapra Pawła Beneke. Jego okręt blokował angielskie wody terytorialne w czasie wojny Hanzy z Anglią. Beneke podarował obraz kościołowi Mariackiemu w Gdańsku. Zwrotu tryptyku domagali się bezskutecznie książę burgundzki, Medyceusze, a nawet papież Sykstus IV.
W kolejnych latach o wejście w posiadanie tryptyku zabiegali też cesarz Rudolf II i car Piotr I. W 1807 r., za czasów Napoleona Bonapartego, obraz został wywieziony do Paryża. Z Luwru po ośmiu latach trafił do Berlina. Po interwencji króla pruskiego dzieło Memlinga w 1817 r. wróciło do Gdańska. Pod koniec II wojny światowej hitlerowcy wywieźli obraz do Turyngii, gdzie został znaleziony przez Armię Czerwoną. Zanim ostatecznie w 1956 r. "Sąd Ostateczny" wrócił do Polski był wystawiany w leningradzkim Ermitażu. Dziś obraz można oglądać w gdańskim Muzeum Narodowym.