Amerykański aktor Michael Keaton w rozmowie z magazynem "People" złożył deklarację, która dla wielu jego fanów może być zaskoczeniem. 73-letni gwiazdor zapowiedział, że chce wrócić do swojego prawdziwego nazwiska. Wyjaśnił też, dlaczego nie mógł go używać w swojej aktorskiej karierze i jak wybrał to, pod którym od lat go znamy.

Michael Keaton urodził się jako Michael Douglas. Gdy na początku swojej kariery zapisywał się go Gildii Aktorów Ekranowych, stanął przed nie lada wyzwaniem.

Okazało się, że musi przybrać inne nazwisko, bo wśród członków związku był już Michael Douglas (syn Kirka Douglasa, nagrodzony Oscarem za rolę w "Wall Street"), a przepisy nie pozwalały na to, by dwie osoby używały tych samych personaliów.

Problemu nie rozwiązywałaby też krótsza wersja imienia - do Gildii należał również Mike Douglas - gospodarz telewizyjnego talk show.

Magazyn "People" odnotowuje, że według hollywoodzkiej plotki aktor wybrał swoje nowe nazwisko, wertując książkę telefoniczną. Gwiazdor przyznał, że po tylu latach nie ma pewności, czy tak właśnie było.

Przeglądałem coś - nie pamiętam, czy to była książka telefoniczna. W pewnym momencie stwierdziłem - o, to brzmi sensownie - wspominał Keaton.

Gwiazdor "Batmana" i "Birdmana" nie zamierza na dobre porzucać nazwiska, z którym kojarzą go widzowie z całego świata. Chce w przyszłości w filmowych napisach czy na plakatach być podpisywany jako Michael Douglas Keaton.

Miało do tego dojść już przy filmie "Zbrodnie pamięci", który wyreżyserował i zagrał w nim główną rolę (w obsadzie jest m.in. Joanna Kulig). Aktor przyznał jednak, że wyleciało mu to z głowy. To się w końcu wydarzy - zapowiedział.