Słynny kierowca Formuły 1 Lewis Hamilton w wywiadzie dla magazynu "GQ" przyznał, że mógł wystąpić w filmie "Top Gun: Maverick" u boku Toma Cruise'a. Musiał jednak odrzucić tę propozycję, czego do tej pory żałuje.
Lewis Hamilton przyznał w wywiadzie, że w 2014 r. Tom Cruise - prywatnie fan Formuły 1 - zaprosił go na plan filmu "Na skraju jutra". To jednodniowe spotkanie było początkiem przyjaźni. Hamilton przyznał, że Cruise zaczął mu wysyłać wiadomości z życzeniami powodzenia przed wyścigami.
Na wspólnej kolacji Hamilton pokazał kiedyś Cruise'owi, że jego zegarek ma z tyłu logo Top Gun. Stwierdził, że jeśli kiedykolwiek powstanie sequel tej kultowej produkcji to bardzo chciałby w nim wystąpić - nawet w roli woźnego.
Jakiś czas później okazało się, że Cruise poważnie podszedł do prośby rzuconej przez Hamiltona. Gdy trwały przygotowania do realizacji filmu "Top Gun: Maverick", gwiazdor skontaktował kierowcę F1 z reżyserem Josephem Kosinskim. Ten zaoferował Hamiltonowi coś więcej niż rolę woźnego - miał on być jednym z pilotów.
Propozycja marzeń trafiła do Hamiltona w środku sezonu wyścigowego i rywalizacji z Sebastianem Vettelem. Gdyby zdecydował się ją przyjąć, musiałby spędzić kilka tygodni na planie pod koniec sezonu F1.
Hamilton przyznał w rozmowie z "GQ", że nie tylko wyścigi powstrzymały go od przyjęcia aktorskiej propozycji. Nie uczyłem się aktorstwa, a nie chciałbym być kimś, kto położyłby ten film - tłumaczył. Naprawdę nie miałem czasu, by się temu poświęcić. Musiałem to powiedzieć Joemu i Tomowi - to złamało mi serce. Potem oczywiście żałowałem - opowiadał kierowca. Kiedy pokazali mi film, myślałem: To mogłem być ja! - dodał.
Odrzucona propozycja nie była jednak dla Hamiltona końcem przygody z filmem. Został on jednym z producentów nowego filmu Josepha Kosinskiego o Formule 1, w którego obsadzie jest m.in. Brad Pitt.