"Już się nie denerwuję, ja już bardzo chcę, by to się urodziło” - mówi tuż przed premierą najnowszego "Znachora" Leszek Lichota, odtwórca roli prof. Rafała Wilczura. Aktor w rozmowie z Piotrem Salakiem w radiu RMF24 przyznał, że bardzo się cieszy na uroczystą premierę w Teatrze Narodowym. To - jak mówi - oficjalne narodziny tej naszej nowej historii.
"Znachor" w reżyserii Michała Gazdy będzie dostępny od 27 września na platformie Netflix, a w poniedziałek (18 września) ma swoją premierę w Teatrze Narodowym.
Po tych wszystkich emocjach, które były w internecie, bardzo chcę, żeby to ujrzało światło dzienne, żeby ludzie mogli sobie obejrzeć naszą nową wersję. Kto chce porównać, niech sobie porówna. Kto chce obejrzeć to po raz pierwszy, to też jest dobra okazja, żeby móc się zapoznać z tą historią, gdyż ona cały czas silnie oddziałuje na widza - przyznał Leszek Lichota.
Aktor przyznaje, że historia wybitnego chirurga wzrusza za każdym razem, nie tylko wtedy, gdy ogląda się niezwykle popularny film z 1981 r.
Kiedy czytałem tę powieść, przygotowując się do naszych zdjęć, to przyznam, że od razu wzbudziła dosyć duże emocje - mówił gość Piotra Salaka, zaznaczając, że nowa produkcja nie jest remakiem filmu w reżyserii Jerzego Hoffmana.
Zrobiliśmy własną adaptację powieści Dołęgi-Mostowicza. To jest duża różnica, o czym widzowie przekonają się oglądając naszą wersję, wersję sprzed czterdziestu lat, jak i wersję z 1937 r. Myślę, że to jest cenne w kinematografii, że możemy z każdym pokoleniem pokazać, jak my dzisiaj podchodzimy do znanych nam historii, co z nich czerpiemy, co jest ważne - podkreśla filmowy prof. Wilczur.
Prof. Wilczur grany przez Lichotę jest inny niż ten, w którego postać wcielił się ponad 40 lat temu Jerzy Bińczycki - zauważa sam aktor.
Zależało nam na tym, by był facetem chodzącym po ziemi, nie świętym unoszącym się 30 cm nad trawnikiem i nieosiągalnym. Jest facetem, który nie stracił nic innego poza pamięcią. Dalej jest mężczyzną i dalej szuka spokoju w życiu i może ten spokój by osiągnął, gdyby nie to, że spotyka na swojej drodze osoby, które mu ten spokój burzą. Tym się różni to podejście nasze współczesne tej historii, do tej historii, którą znają ludzie sprzed 40 lat - przyznaje Leszek Lichota, dodając, że to jest przede wszystkim historia ojca.
Od pierwszych sekund filmu staraliśmy się tę więź rodzicielską pokazać, by później dobrze wybrzmiała cała historia z jego poszukiwaniem tożsamości, z poszukiwaniem córki, by widz widział, jaka to jest relacja - podkreśla aktor.
To była najcudowniejsza przyjemność - tak Leszek Lichota mówi o możliwości wcielenia się w postać prof. Rafała Wilczura. Budowanie tej postaci, grać tak dobrego człowieka, uruchomić w sobie wszystkie najlepsze cechy, pogodzić się ze wszystkim - ze światem i z losem, zaakceptować rzeczywistość - nic przyjemniejszego mnie do tej pory nie spotkało w zawodzie - wyznaje Leszek Lichota, który w rozmowie w Piotrem Salakiem zdradza też, w jaki sposób snoocker pomaga mu w aktorstwie.