Komputery mogą obecnie generować literaturę. Nic już nie stoi na przeszkodzie, aby udawały poetów, prozaików czy eseistów. Wprawdzie trzeba je „nakarmić” cudzymi książkami, ale potem sieci neuronowe radzą sobie same. Tną teksty, szatkują i łączą na nowo, tworząc kombinacje, kompilacje słów i zdań. O dylematach, jakie się z tym wiążą – tak estetycznych jak etycznych - Bogdan Zalewski rozmawiał z dr Janem K. Argasińskim. Natomiast z innym ekspertem - Krzysztofem Ziembikiem - udał się w świat retrokomputerów, cyberkrainy tradycjonalistów-futurystów aż do teraz wiernych Atari.
1. Literacki Nobel dla ... algorytmu?
Podczas niedawnego Copernicus Festival w Krakowie, podczas którego współcześni myśliciele z Polski i zza granicy snuli refleksje nad naturą języka, nasi informatycy prezentowali praktyczne efekty swoich przemyśleń. Z artystami-programistami z UBU lab działającymi na Uniwersytecie Jagiellońskim rozmawiał Bogdan Zalewski.
Na spotkaniu w krakowskiej Cricotece Bogdan Zalewski zapytał autora komputerowego programu: czym jest "poezja łańcuchowa"?
Dr Jan K. Argasiński: To są rzeczy, które przetwarzają język. I mamy tutaj do czynienia z kawałkiem kodu, prostym algorytmem w języku Python, który przy pomocy takiej operacji matematycznej - łańcuchów Markowa- bierze pewną pulę tekstów, które mu zadajemy, tekstów oryginalnych. Tutaj sobie wybrałem teksty Leśmiana, Kochanowskiego, Tuwima, Schulza.
Bogdan Zalewski: "Zakułeś" w łańcuchy te teksty?
Te teksty są cięte przez algorytm i na podstawie statystyki dotyczącej współwystępowania wyrazów tworzone są właśnie takie łańcuchy współwystępowań, współzależności. I ten bardzo prościutki kawałek kodu potrafi nam generować teksty. Więc możemy sobie tutaj wybrać, że mamy pewną pulę tekstów Leśmiana ... ja go w tej chwili uruchamiam ... mogę sobie tutaj wybrać poetę, którego bym chciał ... proszę bardzo: Leśmian.
Czy każdy może być Leśmianem i chodzić sobie tutaj u ciebie po "malinowym chruśniaku"?
Oczywiście, proszę bardzo. Mamy tutaj wygenerowany tekst w stylu Leśmiana. On jest absurdalny, jest bezsensowny. Tutaj nie ma semantyki, jest tylko syntaktyka, ale brzmi jak Leśmian, prawda? "Boję się tęczą, i obydwaj zarówno pełni oszołomień posłyszycie jak on ..." i tak dalej. Więc tu są takie teksty. Można sobie na przykład wygenerować z kolei kawałek prozy poetyckiej w stylu Schulza. On za każdym razem generuje coś innego. Możemy tutaj próbować czytać. To pokazuje, że algorytm potrafi pracować na języku.
Czyli mamy nowe "Sklepy cynamo ... nowe"?
Trudno to nazwać nowym tekstem. To jest jakby dowód na to, że język się poddaje tego rodzaju prostym przekształceniom algorytmicznym, bez rozumienia.
Ale to straszna wizja. Każdy może być artystą.
Dlaczego straszna? Zależy pewnie od prądu artystycznego. Są tacy, którzy by powiedzieli, że każdy jest artystą. Natomiast tu "artystą" jest komputer. Ten konkretnie elektroniczny "artysta", jeśli chcemy go tak nazwać, działa na zadanym tekście, którego trzeba go najpierw nauczyć, nakarmić tekstem. Tutaj twórczości nie ma. Tu jest pewne działanie na języku.
Ja się zastanawiam nad rolą krytyków. Bo teraz można ich po prostu "wkręcić".
Oczywiście, jak najbardziej. To znaczy tomiki wierszy, które "powstają", które są wygenerowane przez sztuczne sieci neuronowe, to już jest. Literatura prosta, gatunkowa, jak najbardziej może być generowana przez komputer w tym momencie. Ostatnio - to już bardziej w mojej działce- powstał tom publikacji naukowych, które były "napisane" przez sztuczną sieć neuronową na podstawie pięćdziesięciu tysięcy artykułów. Czyli, krótko mówiąc, nakarmiono sieć, sztuczną inteligencję, tekstami naukowymi, a ona wygenerowała podsumowania, które mają formę tekstu.
Jak teraz odróżnić plagiat od oryginalnej pracy?
Teraz to już w ogóle kwestia plagiatu staje się problematyczna. Jeżeli nauczymy sieć neuronową na przykład Stanisława Lema i wygenerujemy książkę, która się nie powtarza co do treści, co do tematów, ale brzmi jak on, jest w stylu tego autora, to jest to plagiat, czy to nie jest plagiat?
No właśnie, w muzyce coś takiego już zachodziło. To się nazywało "plagiaryzm". Stosowano "sample". Można też mówić, że tu są takie "próbki"?
Tak, można mówić o czymś takim. Tylko, że to jest jeszcze bardziej wyrafinowane. Bo tu nie wycinamy kawałków i nie wstawiamy sobie na swój użytek, tak jak to na przykład robili artyści hip-hopowi, co budziło kiedyś dość duże oburzenie. Natomiast tutaj mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Tutaj mamy dosłownie taką sytuację, jakby ktoś siedział i słuchał czyjejś muzyki, a potem napisał utwór w stylu Mozarta na przykład.
Zdarzało się tak, że krytycy muzyczni nie byli w stanie w ogóle odróżnić tego, co naprawdę skomponował Mozart, a co zrobił algorytm.
Tak, więc absolutnie nas to czeka. To już działa na tyle dobrze, że jest nieodróżnialne.
Właśnie dlatego mówiłem, że to takie straszne, a ty jesteś optymistą.
To zależy od punktu widzenia. Bo jeśli ktoś jest takim esencjalistą i wierzy w istotę sztuki, to będzie miał troszkę kłopot. Ale jeżeli ktoś jest o tym zainteresowany tym, co się dzieje, to jest ogromne pole do współpracy. My chcieliśmy właśnie zagospodarować ten kawałek informatyki, który przez samych informatyków, w sensie ścisłych naukowców, jest trochę traktowany z przymrużeniem oka. I taki autor jak na przykład Lemockiewicz czyli Lemo Mickiewicz byłby do stworzenia.
2. Gra w obronę liter zagrożonych ogniem
Współcześni cyberartyści inspirują się starymi grami. To nie przypadek w tej grze przypadków.
Na spotkaniu w krakowskiej Cricotece Bogdan Zalewski zapytał autora gry na Atari: jakie jest źródło wierności dla retrokomputerów?
Krzysztof "Kaz" Ziembik: Tutaj mamy komputer Atari z 1985 roku. To jest właśnie taki model jak tutaj widać dosyć stary. Mamy grę, która działa na tym starym komputerze, ale nawiązuje do współczesnych wydarzeń.
Bogdan Zalewski: A jaki jest powód tego powrotu, technologicznego powrotu do przeszłości?
Te komputery są po prostu fajne. One kojarzą nam się z naszym dzieciństwem, z naszą młodością. Wtedy graliśmy w te gry, a potem po latach postanowiliśmy, że będziemy robić gry na komputery, które nam tyle przyjemności sprawiły w dzieciństwie. Społeczność Atarowska w Polsce jest dosyć liczna, licząca się w świecie, jeżeli chodzi o dokonania w dziedzinie gier, demosceny. Więc jest nawet moda na to, żeby zajmować się starymi komputerami.
Ale jak wiadomo, całkiem do przeszłości wrócić nie można, nie można wejść do tej samej rzeki. Co to za nowy dopływ?
Słusznie, nie można wejść do tej samej rzeki, dlatego robi się nowe rzeczy, próbuje się nowych technik programowania czy jakichś koncepcji. No i staraliśmy się, żeby ta gra miała jakąś nową koncepcję, współczesną.
Na czym to novum polega?
Po pierwsze inspirowaliśmy się taką instalacją artystyczną "Text Rain"
Można w tej instalacji obserwować spadające na ekranie litery jako deszcz. A tutaj w grze wykorzystaliśmy ten pomysł do tego, żeby pokazać postać. Nazwaliśmy ją kotoszczurem. Jak widać ma parasolkę. Ta parasolka jest wyciągnięta z ognia. To jest nawiązanie do wydarzeń w Gdańsku, kiedy palono książki. To parasolka Hello Kitty plus maski afrykańskie.
A skąd się wzięła ta hybryda kotoszczura?
To miało być coś innego, pomieszanie różnych rzeczy, taka dwoistość, jak w życiu. Życie nigdy nie jest jednoznaczne, nigdy nie jest oczywiste. I ta postać też miała być taką mieszaniną różnych stworzeń.
To też tak jak w tej mieszance przeszłości z przyszłością.
Tak, to prawda. To jest cały czas ten dualizm. Powroty do dzieciństwa, a jednocześnie pokazywanie czegoś zupełnie nowego, czego we współczesnej sztuce się nie pokazuje.
Czy każdy może wziąć udział w tej grze, czy tylko artyści?
Nie, to jest gra przeznaczona dla każdego. Można po prostu tym kotoszczurem ratować spadające literki przed ogniem, przed spaleniem. Trzeba je kierować w stronę ziemi, żeby przetrwały zdania z książek, kilku wybranych książek.
A propos przeszłości i gier z okresu lat 90., to mnie się ten deszcz kojarzy z Wintris.
Ale też z Tetrisem. Tetris to też spadające "klocki", które trzeba było układać. Nasza gra nie jest aż tak atrakcyjna, wciągająca, ale myślę, że może się spodobać sama idea, żeby ratować litery przed ogniem.
Bardzo dziękuję. Bardzo to ogniste.
Pointa: Literaci do piór? To już było. Dziś: literaci do pendrive’ów.