Skandaliczny, dowcipny, pomysłowy i krwawy - tak Amerykanie mówią o najnowszym filmie Quentina Tarantino "Kill Bill. Część I". Twórca „Pulp Fiction” kręci rzadko i chyba dlatego każde nowe dzieło wzbudza spore zainteresowanie.
"Kill Bill" podczas pierwszego weekendu wyświetlania zarobił 22 mln dol. To niewiele, jeśli porówna się go choćby z "Matrixem Reaktywacją", który w pierwszych dwóch dniach po wejściu na ekrany zarobił 91 milionów. Mimo to zajmuje pierwsze miejsce na liście najczęściej oglądanych filmów i zebrał pozytywne recenzje krytyków.
Nowy obraz Tarantino nie jest opowieścią dla dzieci. To historia szeregu pojedynków i zabójstw, opowiedziana wprawdzie z dystansem i przymrużeniem oka, ale jednak w sposób mocno ociekający krwią.
Tarantino filmował „Kill Billa” przez 150 dni, przekroczył budżet o 10 mln dolarów, a kiedy swe działo ukończył, postanowił podzielić je na pół. Nikt do końca nie rozumiał, o co mu chodzi, jednak teraz niemal wszyscy wydają się zachwyceni. Niektórzy twierdzą nawet, że film jest tak dobry jak „Pulp Fiction”.
Waszyngtoński korespondent RMF Grzegorz Jasiński pytał kinomanów tuż po filmie o ich pierwsze wrażenia:
13:55