Czy faworyt wyścigu do Pałacu Elizejskiego - socjalista François Hollande - zostanie nowym prezydentem Francji? Pytanie to stawiają wszyscy paryscy komentatorzy. Kandydat lewicy wyprzedził w pierwszej turze glosowania obecnego prawicowego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego tylko o półtora procent głosów. Według wstępnych rezultatów podanych przez francuskie MSW kandydata lewicy poparło ok. 28,6 procent rodaków. Jak będzie w drugiej turze?
Zdania komentatorów są podzielone. Z jednej strony sondaże przeprowadzone już po pierwszej turze wyścigu do Pałacu Elizejskiego wskazują, że w drugiej turze socjalista może mieć od 6 do 12 procent przewagi nad Sarkozym. Część komentatorów podkreśla jednak, że zostały jeszcze dwa tygodnie i wszystko może się zmienić. Szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego - Marine Le Pen - zebrała aż 18 procent głosów. To rekord w historii jej eurosceptycznego ugrupowania. Jeżeli Sarkozy'emu uda się przyciągnąć glosy skrajnej prawicy i jednocześnie centrystów, to będzie miał ciągle szanse na reelekcje.
Z powodu wyborów prezydenckich we Francji może ucierpieć Unia Europejska - twierdzi wielu paryskich obserwatorów. Przed drugą turą zarówno Sarkozy jak i Hollande będą próbowali zjednać sobie sympatyków eurosceptycznego Frontu Narodowego. A to oznaczać będzie prawdopodobnie ostre antyunijne wypowiedzi i różnego rodzaju groźby pod adresem europejskich partnerów Paryża. Już przed pierwszą turą Sarkozy zagroził wyjściem Francji ze Strefy Schengen i zapowiedział zamrożenie francuskiego wkładu finansowego do unijnego budżetu. Teraz będzie musiał prawdopodobnie pójść jeszcze dalej! - sugerują komentatorzy. Hollande natomiast sprzeciwia się dotychczasowemu planowi ratowania eurolandu i może wypowiedzieć otwarta wojnę Komisji Europejskiej - twierdzą nadsekwańskie media.
Paryscy komentatorzy są zgodni, że szefowa eurosceptycznego Frontu Narodowego odniosła historyczny sukces. Uzyskała więcej głosów niż wcześniej jej ojciec - były przywódca skrajnej prawicy Jean-Marie Le Pen. Jednocześnie jej wypowiedzi są bardziej wyważone niż było to w przypadku jej ojca. Marine Le Pen chce wyjścia Francji z eurolandu, przywrócenia granic i przede wszystkim drastycznego zmniejszenia liczby imigrantów przybywających nad Sekwanę z krajów arabskich. Jednocześnie jednak krytykuje ojca np. za jego wypowiedzi bagatelizujące zbrodnie hitlerowskie. Według wielu politologów będzie mogła dzięki temu zawrzeć sojusz z umiarkowaną prawicą, którą na razie bardzo ostro krytykuje.
Część komentatorów przypuszcza, że jeżeli Sarkozy przegra tegoroczne wybory, to skorzysta na tym właśnie Marine Le Pen. Klęska obecnego prezydenta może bowiem doprowadzić do rozpadu rządzącej obecnie umiarkowanie prawicowej Unii dla Ruchu Ludowego (UMP). Część jej działaczy rozczarowanych Sarkozym i jego bliskimi współpracownikami mogłaby wtedy przejść do ugrupowania Marine Le Pan, które przy okazji może zmienić nazwę i stać się nieco mniej eurosceptyczne. W takim przypadku obecna szefowa Frontu Narodowego mogłaby odegrać główną rolę w fundamentalnych przetasowaniach na prawej stronie nadsekwańskiej sceny politycznej. Mogłaby stworzyć nową wielką partię, która zastąpiłaby obecny obóz prezydencki. Dlatego też hipoteza zakładająca, że Marine Le Pen zaapeluje do swoich sympatyków, by głosowali w drugiej turze na Nicolasa Sarkozy'ego, bynajmniej nie jest pewna.