We Francji napięcie wyborcze sięgnęło zenitu. W nocy z piątku na sobotę nad Sekwaną rozpoczęła się cisza wyborcza przed wyborami do Pałacu Elizejskiego. Najnowsze sondaże wskazują, że faworytem wyborów prezydenckich stał się znowu socjalista Francois Hollande, który chce renegocjować plan ratowania eurolandu, bo sprzeciwia się zaciskaniu pasa przez zwykłych obywateli.

REKLAMA

Zobacz również:
Według niektórych sondaży, w pierwszej turze wyborów Hollande może zdobyć o cztery procent głosów więcej niż obecny prawicowy prezydent Nicolas Sarkozy, a w drugiej turze - aż o 14 procent więcej.

Rzadko zdarza się we Francji, by jeden z kandydatów miał tak dużą przewagę. Mam nadzieję, że Hollande pomoże najbiedniejszym przebrnąć przez kryzys z godnością - Sarkozy troszczy się tylko o bogatych - mówi paryskiemu korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi 34-letni Jean, pracownik supermarketu.

Media zauważają, że już w momencie oficjalnego ogłoszenia swojej kandydatury Francois Holland uznany został za faworyta i królował w sondażach popularności przez wiele miesięcy. Później Sarkozy'emu udało się go dogonić i obaj szli prawie łeb w łeb przez kilka tygodni, ale socjalista ostatnio znowu zaczął wyprzedzać szefa państwa.

Specjaliści podkreślają jednak, że wszystko jeszcze może się zmienić, bo jedna czwarta Francuzów ciągle nie wie, na kogo głosować. Na razie nie podjąłem jeszcze decyzji. Myślę, że zrobię to w ostatniej chwili. Program Sarkozy'ego wydaje mi się bardziej wiarygodny - sądzę, że on i Hollande stoczą mimo wszystko bardzo zacięty pojedynek - mówi naszemu korespondentowi 24-letni student Antoine.

Media wypowiadają wojnę Państwowej Komisji Wyborczej

Od północy z piątku na sobotę aż do godziny 20 w niedzielę nad Sekwaną obowiązywać ma cisza wyborcza. Przynajmniej teoretycznie, bo francuskie media wypowiedziały wojnę Państwowej Komisji Wyborczej. Część z nich zapowiedziała, że będzie łamała ciszę, bo z powodu internetu i tak przestała ona w praktyce istnieć.

"Buntownicy" - w tym renomowany dziennik "Liberation" - obawiają się konkurencji portali społecznościowych i francuskojęzycznych mediów z Belgii i Szwajcarii, które zapowiedziały prowokacyjnie, że podadzą w sieci wstępne, sondażowe rezultaty pierwszej tury wyścigu do Pałacu Elizejskiego już około godziny 18:30 w niedzielę. Redakcja "Liberation" oświadczyła, że zrobi tak samo.

Z powodu nowych technologii francuskie prawodawstwo wyborcze stało się przestarzałe i absurdalne. Wiadomo bowiem, że wstępne rezultaty najszybciej pojawiają się na Twitterze - oburza się również Yohan Hufnagel z dziennika "France Soir".

Państwowa Komisja Wyborcza przypuściła kontratak. Zagroziła, że "buntownicy" będą bezlitośnie karani - czekają ich grzywny w wysokości od 70 tysięcy do 350 tysięcy euro. Przedstawiciele komisji ogłosili też na specjalnej konferencji prasowej, że największe francuskie instytuty badania opinii publicznej podjęły zobowiązanie, iż przed końcem ciszy wyborczej we Francji nie przekażą zagranicznym mediom żadnych częściowych i szacunkowych rezultatów pierwszej tury wyborów. Komentatorzy przypuszczają jednak, że kontrola poszanowania ciszy może się okazać nieskuteczna, bo sieć monitorować będzie ze strony komisji tylko… dziesięć osób.

Jeszcze rok temu Hollande nie istniał

Socjalista Francois Hollande, który jeszcze rok temu nie liczył się sondażach, ma dziś wielkie szanse zostać prezydentem Francji. Pod względem charakteru ten opanowany, kompromisowy polityk jest przeciwieństwem swojego rywala.

Do wiosny ubiegłego roku to nie Hollande, ale były szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn był murowanym kandydatem Partii Socjalistycznej (PS) na prezydenta. Jednak gdy ten ostatni odpadł w maju ubiegłego roku z wyścigu wyborczego po skandalu seksualnym w Nowym Jorku, Hollande dostał nieoczekiwaną szansę na start w wyborach prezydenckich. I potrafił ją wykorzystać, wygrywając zdecydowanie prawybory jesienią ubiegłego roku z szefową PS, Martine Aubry.

A do niedawna niewiele wskazywało na to, że 57-letni Hollande może wspiąć się na szczyty władzy. Jego największym osiągnięciem było dotąd kierowanie Partią Socjalistyczną w latach 1997-2008. Nigdy nie sprawował funkcji rządowych, a brak doświadczenia w rządzeniu wytykali Hollande'owi nie tylko jego przeciwnicy polityczni, ale też niektórzy partyjni koledzy.

Zafascynował go Mitterrand

Urodzony w 1954 roku w normandzkim Rouen w dość zamożnej rodzinie Hollande studiował - jak większość obecnej francuskiej elity politycznej - w prestiżowej Ecole Nationale d'Administration (ENA). Tam właśnie poznał inną socjalistyczną liderkę Segolene Royal, swoją przyszłą partnerkę życiową, z którą ma czworo, dziś już dorosłych, dzieci: dwóch synów i dwie córki.

W młodości sympatyk komunizującej lewicy, wkrótce potem uległ urokowi ówczesnego lidera PS i późniejszego prezydenta Francji Francois Mitterranda. Znawcy francuskiej polityki twierdzą, że ta fascynacja trwa do dzisiaj, a Hollande próbuje na mityngach obecnej kampanii naśladować nawet gesty i mimikę legendarnego dziś w kręgach lewicy polityka.

W kolejnych latach obecny kandydat piął się po szczeblach partyjnej drabiny - aż do momentu, gdy zasiadł w fotelu pierwszego sekretarza PS w 1997 roku. Jako szef Hollande przeżył wraz ze swoją partią serię niepowodzeń i klęsk wyborczych. Wśród nich była spektakularna porażka jego politycznego mentora, ówczesnego socjalistycznego premiera Lionela Jospina, w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2002 roku. Potem nadeszła klęska popieranej przez PS europejskiej konstytucji w referendum w 2005 roku.

W ocenie swoich zwolenników jako przywódca PS przez 11 lat Hollande wykazał się sztuką kompromisu i jednoczenia partii wokół siebie w jej najtrudniejszych momentach. Z kolei przeciwnicy Hollande'a ganili go za miękkość, bezbarwność, mało wyraziste poglądy. Z tego powodu niektórzy koledzy z partii nadali mu nawet złośliwe przezwisko "Flanby", czyli w wolnym przekładzie: "Budyń" - od francuskiego "flan", deseru o galaretowatej konsystencji i mdłym smaku.

Długo czekał na prezydencką szansę

Hollande szykował się do walki o Pałac Elizejski już podczas poprzednich wyborów w 2007 roku, ale ustąpił wtedy swojej ówczesnej partnerce Segolene Royal i to ona uzyskała ostatecznie nominację PS. Co ciekawe, zaraz po porażce Royal w pojedynku z Sarkozym para rozstała się po trwającym blisko trzydzieści lat związku.

Po opuszczeniu sterów PS w 2008 roku Hollande zaczął przygotowania do walki o prezydencką nominację w łonie swojej partii. Z tej okazji przeszedł na radykalną dietę - schudł około 10 kilogramów, zmienił strój i okulary na bardziej eleganckie. Jego doradcy zrobili także wiele, by zerwał on z wizerunkiem nieco niefrasobliwego dowcipnisia.

Sprawił niespodziankę

Hollande zaskoczył w ciągu ostatnich miesięcy wszystkich tych, którzy go dotąd nie doceniali. Jak twierdzi jeden z najlepszych znawców francuskiej polityki, publicysta Alain Duhamel, socjalista w walce o Pałac Elizejski pokazał nieoczekiwanie "silną wolę, samodyscyplinę i waleczność".

W swojej kampanii Hollande powtarzał wiele razy, że będzie "normalnym prezydentem". Ma to oznaczać, że będzie sprawował urząd w sposób bardziej spokojny i wyważony niż Sarkozy - nazywany "hiperprezydentem" i znany z cholerycznego temperamentu. Socjalista twierdzi też, że jeśli zostanie wybrany, to nie będzie, jak obecny szef państwa, koncentrował niemal całej władzy w Pałacu Elizejskim kosztem rządu i parlamentu.

Według otoczenia Hollande'a, od Sarkozy'ego i od niektórych innych działaczy PS odróżnia go prosty, pozbawiony zbędnych wygód sposób życia. Prasę obiegły zdjęcia Hollande'a, gdy poruszał się po Paryżu na swoim ulubionym skuterze. Jest znany z tego, że jest miłośnikiem futbolu i zagorzałym kibicem.

W przeciwieństwie do Sarkozy'ego socjalista bardzo niechętnie mówi o swoim życiu prywatnym. Jego partnerką jest dziennikarka polityczna, młodsza od niego o 11 lat, Valerie Trierweiler, którą polityk poznał jeszcze w czasie związku z Royal. Choć Trierweiler pojawia się na jego mityngach wyborczych, to rzadko w mediach można znaleźć jej wspólne zdjęcia z towarzyszem życia. Kandydat socjalistyczny bardzo rzadko wspomina też publicznie o swym związku. Do wyjątków należy wywiad z października 2010 roku, gdy powiedział magazynowi "Gala": To wyjątkowe szczęście odnieść sukces w życiu osobistym i spotkać kobietę swojego życia. Ta szansa może umknąć, ale mnie udało się ją schwytać.

Kampanię Hollande'a popiera teraz także jego była partnerka i matka jego dzieci, Segolene Royal. Stosunki dawnej pary były do niedawna bardzo napięte, zwłaszcza że Royal rywalizowała z Hollandem w ostatnich prawyborach. Jednak w czasie kwietniowego mityngu polityka Royal pojawiła się na chwilę na estradzie u jego boku, co wszystkie media skrzętnie odnotowały jako znak osobistego pojednania między dwojgiem liderów PS.

Sarkozy i długa lista jego międzynarodowych sukcesów i wpadek

Po drugiej stronie barykady jest Nicolas Sarkozy, który błyskotliwie wygrał wybory prezydenckie we Francji w 2007 roku, ale ubiega się o reelekcję w momencie, gdy jest najmniej popularnym szefem państwa w historii kraju, a jego kadencję zdominował największy od lat kryzys gospodarczy i finansowy w strefie euro.

Komentatorzy zwracają uwagę, że w polityce zagranicznej administracja Sarkozy'ego ma na swoim koncie kilka spektakularnych, choć nie zawsze trwałych dokonań.

Przykładem może być znacząca rola Paryża w ubiegłorocznej międzynarodowej interwencji wojskowej w Libii, gdy Francja przyczyniła się do upadku reżimu Muammara Kaddafiego. Część obserwatorów przypomina jednak, że ten sam Sarkozy jeszcze w grudniu 2007 roku z wielką pompą przyjmował w Paryżu libijskiego dyktatora w nadziei na lukratywne kontrakty. Wywołało to w owym czasie oburzenie lewicy i obrońców praw człowieka.

Polityka Francji wobec krajów afrykańskich toczyła się za obecnej kadencji ze zmiennym szczęściem. W zgodnej ocenie obserwatorów, fiaskiem zakończył się wielki projekt początków kadencji Sarkozy'ego - Unia dla Śródziemnomorza. Jak komentuje "Le Monde", Pałac Elizejski chciałby dziś jak najszybciej zapomnieć, że w szczycie tej Unii w lipcu 2008 roku w Paryżu wzięli udział autokratyczni przywódcy - ówczesny prezydent Egiptu Hosni Mubarak i szef państwa syryjskiego Baszar el-Asad.

Pomimo rozlicznych kontaktów w Maghrebie Paryż spóźnił się też z reakcją na rozpoczętą w Tunezji arabską wiosnę. W pamięci wszystkich Francuzów zapisały się wakacje byłej szefowej francuskiego MSZ Michele Alliot-Marie. Pod koniec grudnia 2010 roku podróżowała ona po Tunezji prywatnym samolotem tunezyjskiego biznesmena, uważanego za bliskiego człowieka obalonego prezydenta Ben Alego, podczas gdy trwały tam już gwałtowne zamieszki antyrządowe. Minister zapłaciła za ten urlop stanowiskiem, a Sarkozy - nadszarpnięciem swojej reputacji.

Za sprawą francuskiego prezydenta w kwietniu ubiegłego roku Paryż brał aktywny udział na Wybrzeżu Kości Słoniowej w obalaniu prezydenta Laurenta Gbagbo. Francja zaprzecza jednak informacjom zwolenników Gbagbo, jakoby francuscy żołnierze bezpośrednio wkroczyli na teren pałacu prezydenckiego i wzięli udział w pojmaniu afrykańskiego przywódcy.

Inną głośną akcją Sarkozy'ego - wówczas prezydenta państwa sprawującego prezydencję w Radzie Unii Europejskiej - była jego misja w sierpniu 2008 roku na Kaukazie. Za sukces francuskiego przywódcy uważa się - jak przypomina agencja AFP - to, że wynegocjował wtedy porozumienie oferujące wyjście z twarzą obu stronom militarnego konfliktu: Rosji i Gruzji. Większość międzynarodowych obserwatorów zwraca jednak uwagę, że mediacja Sarkozy'ego tylko na chwilę powstrzymała działania Rosji, która kontroluje dziś oderwane od Gruzji separatystyczne regiony: Osetię Południową i Abchazję.

Za sprawą Sarkozy'ego Francja powróciła w pełni do zintegrowanych struktur militarnych NATO. W ten sposób położono kres wyjątkowej pozycji tego kraju w polityce obronnej, wywodzącej się jeszcze z czasów gen. Charlesa de Gaulle'a.

Koniec kadencji Sarkozy'ego to także zmiany we francuskiej aktywności militarnej na świecie. Kolejny atak talibów na czterech francuskich wojskowych, do którego doszło w styczniu, sprawił, że prezydent zapowiedział wycofanie francuskiego kontyngentu do końca 2013 roku, a więc na rok przed zakończeniem tam misji NATO.

Sarkozy był w ostatnich latach, wspólnie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, "kluczowym rozgrywającym" w Unii Europejskiej. Francusko-niemiecki tandem, zwany "Merkozy", doprowadził do przyjęcia obowiązującego od 2009 roku Traktatu Lizbońskiego, który wprowadził głęboką reformę instytucjonalną Unii. Ten akt prawny zastąpił projekt unijnej konstytucji, odrzucony w 2005 roku w referendach przez Francuzów i Holendrów.

Kryzys odcisnął swoje piętno

Sarkozy odegrał też istotną rolę w walce z kryzysem w strefie euro. Po wybuchu światowego kryzysu, jesienią 2008 roku, francuski prezydent pośpieszył z dużą determinacją na ratunek rodzimym i europejskim bankom. Jednak w opinii wielu komentatorów we Francji, od 2011 roku Sarkozy ulegał zbyt mocno presji Merkel, która wzywała do surowego karania państw eurogrupy łamiących dyscyplinę budżetową.

Jaki jest tego rezultat? Za plus można uznać to, że strefa euro się nie rozpadła i rynki się uspokoiły mimo obniżenia ratingu wielu państw, w tym Francji. Minusem jest, że nie zostały rozwiązane głębokie problemy: zarządzanie strefą euro i mechanizmy pilnej pomocy w wypadku zapaści jakiegoś państwa - podsumowuje "L'Express".

Także w polityce wewnętrznej na bilansie obecnej prezydentury zaważyło w ogromnej mierze nadejście kryzysu. Sarkozy, który wygrał wybory w 2007 roku pod hasłem "przełomu" i wielkich reform, musiał skupić się przede wszystkim na walce z recesją. Nawet niechętni prezydentowi komentatorzy podkreślają, że działał on w nadzwyczaj trudnych dla szefa państwa warunkach.

Do dzisiejszej niepopularności Sarkozy'ego wśród Francuzów przyczynia się rosnąca wciąż stopa bezrobocia (obecnie bliska 10 proc.) oraz dług publiczny sięgający niemal 90 proc. PKB. Do tego dochodzi niedawna utrata przez Francję najwyższej oceny wiarygodności kredytowej w notowaniu agencji ratingowej Standard & Poor's. Co prawda, prezydent i rząd premiera Francois Fillona ogłosili w ubiegłym roku dwa plany rygoru finansowego, ale działania te, zdaniem wielu ekspertów, nie wystarczą do ożywienia gospodarki.

Skandale korupcyjne i walka z imigracją

Cieniem na kadencji Sarkozy'ego, obiecującego Francuzom "Republikę bez skazy", położyły się afery związane z korupcją i nadużywaniem władzy. Najgłośniejsza z nich to tzw. afera Bettencourt - od nazwiska najbogatszej Francuzki, dziedziczki koncernu L'Oreal, Liliane Bettencourt i jej męża Andre. Według zeznań kilku byłych pracowników pary francuskich miliarderów, kampania wyborcza Sarozy'ego w 2007 roku była nielegalne finansowana przez Bettencourtów. Sam prezydent stanowczo zaprzecza zarzutom, a trwające wciąż śledztwo w tej sprawie nie przyniosło dotychczas dowodów jego winy.

Druga połowa kadencji Sarkozy'ego przebiegała także pod znakiem zaostrzenia polityki imigracyjnej, w tym zwłaszcza nagłośnionej medialnie akcji likwidowania obozowisk Romów i ich deportacji do krajów pochodzenia: Rumunii i Bułgarii. Operacja ta spotkała się z oburzeniem opozycji we Francji i ściągnęła na Paryż światową falę oskarżeń o łamanie praw człowieka.

Po stronie osiągnięć Sarkozy'ego w polityce wewnętrznej odnotowuje się natomiast wprowadzenie - mimo fali masowych protestów central związkowych - reformy podwyższającej wiek emerytalny z 60 do 62 lat oraz reformy publicznych uniwersytetów, która zwiększyła ich autonomię, dając szansę na znalezienie prywatnych źródeł finansowania i poprawienie warunków studiów.

Inną z ważnych reform była redukcja etatów w sferze budżetowej na mocy zasady przewidującej, że tylko co drugi pracownik odchodzący na emeryturę jest zastępowany. W sumie za pięcioletniej kadencji zlikwidowano w ten sposób 100 tys. miejsc pracy w budżetówce.

Komentatorzy nad Sekwaną zauważają, że mimo swojej "hiperaktywności" i woli reformowania Sarkozy nie wypracował całościowej wizji rządów, stąd forsowane przez niego zmiany robią często wrażenie pospiesznych czy wręcz chaotycznych.

Głosząc strategię permanentnej reformy, prezydent nie potrafił zaproponować linii przewodniej. I za to właśnie zapłacił utratą popularności tak słono jak żadna głowa państwa w okresie V Republiki - podsumowuje w swoim bilansie prezydentury Sarkozy'ego "Le Monde".