Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Białorusi wezwało polskiego chargé d'affaires Marcina Wojciechowskiego. Władze w Mińsku twierdzą, że "polski statek powietrzny" znów naruszył białoruską granicę.
Białoruski resort dyplomacji poinformował w komunikacie, że podczas spotkania złożono na ręce Marcina Wojciechowskiego "ostry protest w związku z kolejnym naruszeniem granicy państwowej Republiki Białorusi przez statek powietrzny ze strony Polski". Do incydentu miało rzekomo dojść 2 listopada.
Strona białoruska przekazała, że zażądano dokładnego zbadania incydentu i "wdrożenia środków zapobiegających podobnym zdarzeniom w przyszłości".
Resort podkreślił, że niedopuszczalne jest "niedbałe podejście do operacji lotniczych w strefie przygranicznej".
Co ciekawe, komunikat nie został opublikowany w językach białoruskim i angielskim, a jedynie w języku rosyjskim.
Wcześniej strona białoruska nie informowała, by polski statek powietrzny wleciał 2 listopada na terytorium Białorusi.
Rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych powiedział, cytowany przez agencję Reutera, że informacje przekazane przez Białoruś są "poddawane szczegółowej analizie".
Sprawdzamy zapisy z naszych systemów radarowych i pokładowych, aby sprawdzić, czy faktycznie doszło do takiego naruszenia - stwierdził ppłk Jacek Goryszewski.
To już drugi raz w ostatnich tygodniach, kiedy Marcin Wojciechowski został wezwany do białoruskiego MSZ. Pod koniec września na ręce polskiego chargé d'affaires złożono ostry protest w związku z naruszeniem białoruskiej przestrzeni powietrznej przez polski śmigłowiec. Polska armia zaprzeczyła oskarżeniom, twierdząc, że do takiego incydentu nie doszło.